Czas na kolejne mecze ćwierćfinałowe

Rywalizacja wraca do Tychów i Nowego Targu. Hokeiści zarówno GKS-u Tychy, jak i TatrySki Podhala po porażkach poniesionych na wyjeździe będą chcieli się zrehabilitować na własnym lodzie.

GKS Tychy, który broni mistrzowskiego tytułu, wyraźnie przegrał z MH Automatyką Gdańsk 2:5.

Trzeba przyznać, że gdańszczanie zagrali agresywnie i konsekwentnie. Mieli też w bramce świetnie usposobionego Evana Cowleya, któremu niestraszne były uderzenia z dystansu, jak i te sprytniejsze z nadgarstka. Po pierwszej odsłonie prowadzili 2:0 po trafieniach Josefa Vitka i Jana Stebera, a w 31. minucie trzeciego gola dla ekipy znad Bałtyku zdobył Aleksandr Gołowin.

Tyszanie rozpoczęli pogoń za wynikiem, ale udało im się zdobyć tylko dwie bramki. Na trafienie Filipa Komorskiego szybko odpowiedział Szymon Marzec i zrobiło się 4:2. Pieczęć na zwycięstwie postawił Jegor Rożkow, który umieścił gumę w pustej bramce.

– Przeciwnik lepiej walczył, wygrał więcej pojedynków 1 na 1, przynajmniej w dwóch tercjach – zaznaczył Andrej Husau, trener trójkolorowych. – Pierwsza i czwarta bramka padły po naszych błędach, ale taki jest play-off. Czekamy na rywali w piątek, na własnym lodzie.

Ciekawy przebieg miało też spotkanie KH Energi Toruń z TatrySki Podhalem Nowy Targ. Pod koniec pierwszej odsłony na prowadzenie wyszli torunianie, a w drugiej tercji do wyrównania doprowadził Miro Hovinen. Z każdą minutą coraz mocniej pachniało dogrywką, ale na 23 sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry o losach spotkania przesądził Piotr Naparło.

– Indywidualnie i drużynowo nie zagraliśmy na swoim normalnym poziomie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Toruń potwierdził że jest dobrym i groźny zespołem, szczególnie na swoim lodowisku. Przegraliśmy, ale nie ma czasu już na rozpamiętywanie tego. W piątek kolejny mecz i już tylko o tym myślimy – ocenił Tomek Valtonen, trener Podhala.