Jakub Radwan z 37 bramkami jest królem strzelców I ligi hokejowej. Jednak w meczu na szczycie ani razu nie udało mu się zmusić bramkarza rywali do kapitulacji.Jakub Radwan:
- Czy można zaryzykować stwierdzenie, że Dwory II przegrały przez Radwana, który nie wykonał strzeleckiej normy? Wynosi ona dwa gole na mecz i gdybyś ją dzisiaj wypełnił, pewnie doszłoby do dogrywki...
- Faktycznie, jest to chyba moje drugie spotkanie, w którym nie udało mi się strzelić ani jednej bramki. To smutne, że spotkało mnie w tak prestiżowym dla nas meczu.
- Dlaczego na początku spotkania tak łatwo daliście sobie strzelić trzy bramki?
- Sanoczanie zaskoczyli nas agresywną grą. Po prostu nas "stłamsili". Nie potrafiliśmy im nic przeciwstawić. Z drugiej strony nie ma się czemu dziwić. W naszej drużynie jest tylko jeden rutyniarz, Andrzej Kotoński. W mojej formacji wszyscy mamy po 21 lat, pozostali to jeszcze juniorzy. Górę wzięło więc doświadczenie.
- Jednak nadzieje na uzyskanie korzystnego wyniku odżyły na początku II tercji.
- Po dzisiejszym meczu pozostaje mi się tylko pocieszać asystą przy bramce Andrzeja Kotońskiego, która była dla nas bardzo ważna, bo dodała nam skrzydeł. Tak więc ten mecz nie był dla mnie do końca stracony.
- Jednak twoja formacja nie miała dzisiaj szczęścia w sytuacjach podbramkowych...
- Ostatnio trochę pracowaliśmy z seniorami nad kondycją, więc widoczny był brak świeżości. Mam jednak nadzieję, że nie przeszedł na nas strzelecki zastój z pierwszej drużyny.
- Do którego meczu najczęściej wracasz myślami?
- Do spotkania w Bytomiu, w którym strzeliłem 4 bramki. Taka sztuka udała mi się pierwszy raz w mojej karierze. Ma nadzieję, że nie ostatni.
Jerzy Zaborski, "Dziennik Polski"
skh
Czytaj także: