ComArch/Cracovia - Wojas/Podhale 1:2
Rywalizacja krakowiaków i górali rozpala kibiców hokeja. W piątek "Szarotkom" wreszcie dobrze bronił bramkarz - młody Tomasz Rajski, i goście niespodziewanie pokonali "Pasy" 2:1. Po trzech meczach Podhale prowadzi też 2:1.
Rajski dał się zaskoczyć tylko raz, kiedy Piotr Sarnik z prawego skrzydła przymierzył z nadgarstka. Biało-czerwoni grali wówczas w przewadze po wątpliwym faulu Tomasza Jakesza. Sęk w tym, że górale mieli już na koncie dwa gole. Obydwa strzelone w drugiej tercji. Wtedy nowotarżanie grali jak w transie. Po sprytnym podaniu zza bramki Mariana Kacirza Rafała Radziszewskiego pokonał stojący metr przed bramką Marcin Kolusz ("Szarotki" atakowały w pięciu na czterech). Gdy zanosiło się na bramkę wyrównującą (w boksie kar był Krzysztof Zapała), podhalanie przeprowadzili zabójczą kontrę. Zapała właśnie wskakiwał na lód, gdy Rafał Sroka podawał do Jarosława Różańskiego, a ten - nie patrząc na bramkę - machnął z całej siły i "guma" wpadła do środka między nogami "Radzika".
Przygwoździć krakowian i przypieczętować znakomity okres gry górali mógł Zbigniew Podlipni, lecz na 40 s przed przerwą w idealnej sytuacji posłał krążek nad poprzeczką. - Zamiast normalnego chciał strzelić efektownego gola - komentowali fani "Szarotek", którzy w sile kilkunastu osób przyjechali pod Wawel.
Po kontaktowym golu Sarnika krakowianie natarli z pasją. Trzy minuty później Grzegorz Pasiut trafił znowu do siatki. Gol jednak nie został uznany, gdyż przed uderzeniem bramka została poruszona. Emocje sięgały wtedy zenitu. Gospodarze przeważali, ale to goście stwarzali lepsze sytuacje (Kolusz i ponownie Podlipni zatrzymani przez Radziszewskiego). W boksie Podhala psioczyli na sędziego Grzegorza Porzyckiego, gdy ten w odstępie 27 s ukarał Jacka Zamojskiego i Srokę. Oznaczało to niesamowitą szansę dla "Pasów" - 97 s gry w pięciu na trzech! Pod bramką górali się kotłowało, ale krążek nie wpadł do siatki. - Zdecydowanie za rzadko strzelaliśmy wówczas na bramkę - komentował trener Rudolf Rohaczek, który wziął już czas na trzy minuty przed końcem. Później posyłał do boju samych najlepszych. Leszek Laszkiewicz zjeżdżał do boksu tylko na moment, by odetchnąć, i znowu ruszał do boju.
Plany Rohaczka dotyczące wycofania bramkarza legły w gruzach, gdy Mariusz Dulęba na niespełna dwie minuty sfaulował w tercji Podhala Różańskiego. - Czy był faul? Jechałem do krążka, a Dulęba mnie przewrócił - opowiadał Różański.
W końcówce górale bronili wyniku. W ataku rozpaczy Laszkiewicz próbował doprowadzić do dogrywki, ale był bez szans przeciw Zamojskiemu i Rajskiemu.
- Podhale wygrało zasłużenie i mecz mogło rozstrzygnąć dużo wcześniej, sam Podlipni miał dwie "setki" - komentował były selekcjoner reprezentacji Wiktor Pysz. - Cracovia grała za bardzo indywidualnie.
Podhalanie po ostatniej syrenie pogratulowali Rajskiemu. Krakowianie podziękowali kibicom i wściekli zjechali do szatni. Największy dramat przeżył Richard Szafarik. W trzeciej tercji ofiarnie blokował strzał jednego z obrońców Podhala. Został trafiony krążkiem w twarz. Wrócił na lód, ale po meczu z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu został zabrany do szpitala.
ComArch/Cracovia | 1 |
Wojas/Podhale | 2 |
Tercje: 0:0, 0:2, 1:0
Bramki: 0:1 Kolusz (22. Kacirz w przewadze), 0:2 Różański (26. Sroka), 1:2 Sarnik (44. Laszkiewicz w przewadze).
Sędziował Grzegorz Porzycki z Oświęcimia. Kary: 26 (w tym 10 dla Dulęby) oraz 34 (w tym 10 dla Moskala) min. Widzów: 2 tys.
Po meczu powiedzieli
Rudolf Rohaczek, trener ComArchu/Cracovii: - Jedna bramka na tyle stworzonych sytuacji to za mało. Powody porażki? Niewykorzystane sytuacje, mało strzałów i dobra obrona Podhala. A do tego fatalny faul Dulęby na dwie minuty przed końcem.
Jarosław Różański, kapitan Wojasa/Podhala: - O naszym zwycięstwie zdecydowała determinacja i wola zwycięstwa. Cieszymy się bardzo, bo jeśli chcemy grać w finale, musieliśmy wygrać w Krakowie choć raz. Jest dopiero 2:1, jeszcze czekają nas ciężkie mecze. Tomek Rajski był naszą mocną stroną. Czy wytrzymam siedem meczów na takich obrotach? Jak będzie trzeba, to wytrzymam i czternaście. To, że się nie żegnamy po meczu, to nie jest żaden dyshonor dla rywala. Dogadaliśmy się z Cracovią, że to nie ma sensu po każdym spotkaniu. Pożegnamy się po ostatnim meczu.
not. pj
Michał Białoński - Gazeta Wyborcza
Komentarze