Mecz wicemistrza - Unii - z mistrzem Polski - Tychami - został "zamordowany" przez taktykę. Oba zespoły walczą o drugie miejsce przed play-offem, które zapewni komfort rozpoczęcia półfinału we własnej hali, a właśnie w nim najprawdopodobniej wpadną one na siebie. - Konsekwencja została dzisiaj nagrodzona - powiedział po meczu kapitan oświęcimskiej Unii Waldemar Klisiak.
- Nie będziemy się rzucać na tyszan - mówił przed meczem trener Dworów/Unii Tomasz Rutkowski. - Chłopcy muszą najpierw wykonać czarną robotę w tercji środkowej lodowiska, a potem szukać szczęścia w kontrze - dodał oświęcimski szkoleniowiec.
Tyszanom udało się sklecić ledwie trzy piątki. Kontuzjowany Mariusz Justka może nie zagrać nawet do końca sezonu, natomiast Michala Belicę na środku ataku zastąpił... nominalny obrońca Rafał Cychowski. - Nie mieliśmy innego wyjścia - tłumaczył Wojciech Matczak, trener GKS.
Wiadomo było, że atuty w tym spotkaniu przejmie drużyna, która pierwsza zdobędzie bramkę. Ta sztuka udała się 40-letniemu Mariuszowi Puzio, który strzałem z prawej strony w krótkim rogu zmieścił krążek w siatce między słupkiem i parkanem Arkadiusza Sobeckiego. - Po objęciu prowadzenia tyszanie byli stroną dominującą na tafli. Szczęśliwie obroniliśmy jednobramkową zaliczkę, dobijając w końcówce tyszan - stwierdził popularny "Puzon".
Tyszanie w tym okresie nie mogli wiele zdziałać, bo w 8. min Artur Ślusarczyk zarobił 10 minut za niesportowe zachowanie. - Nasza druga piątka przestała istnieć - mówił Adrian Parzyszek, środkowy pierwszej formacji GKS.
Na początku drugiej tercji oświęcimianie obronili się w osłabieniu. Potem Robin Bacul z bliska trafił w Tomasza Jaworskiego (29. min), a zakończył strzałem z półtercji pozostawiony bez opieki Andrzej Gretka. Miał miejsce i czas, ale przymierzył wprost w bramkarza.
W 41. min po strzale Parzyszka zadzwonił słupek oświęcimskiej bramki.
Oświęcimianie mogli uniknąć nerwowej końcówki, gdyby wykorzystali między 48. a 52. minutą dwie liczebne przewagi (kary Bartłomieja Gawliny i Michała Woźnicy). Jeszcze w 55. min odpocząć musiał Artur Gwiżdż po ataku z tyłu na Tomasza Wołkowicza. Oświęcimianie koncentrowali się jednak bardziej na zwlekaniu z grą niż niż konstruowaniu akcji ofensywnych.
W końcówce trener gości wycofał bramkarza. Jednak 15 s potem Waldemar Klisiak trafił do pustej bramki. Po kolejnych 36 s akcję przeprowadził Mariusz Jakubik, a kropkę nad "i" postawił Tomasz Wołkowicz.
- Tychy grają agresywny hokej i nie można było liczyć na piękne akcje - tłumaczył się trener Rutkowski.
- Po meczu chłopcy zwiesili w szatni nosy na kwintę, ale powiedziałem im, że zagrali świetne spotkanie. Postawa w Oświęcimiu napawa mnie optymizmem. Wkrótce powinniśmy osiągnąć formę, jaką prezentowaliśmy na finiszu poprzedniego sezonu. Musimy się zebrać na niedzielny pojedynek przeciwko Cracovii. Nie ma innego wyjścia - stwierdził tyski trener.
Po meczu obaj szkoleniowcy zgodnie podkreślili wzorową pracę sędziego Rzerzychy, którego nie było widać na lodzie.
Dwory/Unia Oświęcim |
3 |
GKS Tychy |
0 |
Tercje: 1:0, 0:0, 2:0.
Bramki: 1:0 Puzio (12. Piekarski), 2:0 - Klisiak (59. Ivan - do pustej bramki); 3:0 - Wołkowicz (60. Jakubik).
Dwory/Unia: Jaworski - Stefanka, Piekarski, Klisiak, Ivan, Puzio - Gavalier, Gabryś, Stachura, Jakubik, Jaros - Noworyta, Kłys, Sękowski, Kowalówka, Wołkowicz oraz Radwan.
GKS: Sobecki - Gwiżdż, Gonera, Bagiński, Parzyszek, Bacul - Śmiełowski, Majkowski, Woźnica, Cychowski, Ślusarczyk - Gretka, Kuc, Skoś, Bober, Gawlina oraz Sinka.
Sędziował: K. Rzerzycha (Kraków). Kary: 6 - 16 minut (w tym 10 min za niesportowe zachowanie dla Ślusarczyka). Widzów: 1500.
adi - Gazeta Wyborcza









Fot. Piotr Sieradzki
Czytaj także: