GKS Tychy – Unia Oświęcim 2:4
Do jednego z najważniejszych meczów sezonu zasadniczego hokeiści GKS Tychy przystąpili w niemal najsilniejszym składzie. Mogli bowiem wystąpić kontuzjowani wcześniej David Galvas, Arkadiusz Sobecki, a przede wszystkim nieobecny niemal od początku sezonu Robert Kwiatkowski.Ten ostatni wystąpił w ataku razem ze Sławomirem Krzakiem i Marcinem Frączkiem, który zastąpił przewidzianego do gry w tej formacji chorego Michała Woźnicę.
Obydwie drużyny rozpoczęły spotkanie dosyć ostrożnie. Taka ostrożna i mało zdecydowana gra trwała do momentu wykluczenia za atak kijem D. Galvasa. Pierwszy okres gry w przewadze od razu przyniósł gola Oświęcimianom, a jego autorem był Daniel Laszkiewicz.
Nie minęły jednak dwie minuty, gdy na ławkę kar za uderzanie powędrował Dulęba. Tyszanie wolno i schematycznie rozgrywali krążek w przewadze. I kiedy wydawało się, że nie ma mowy o żadnych efektach przewagi, Artur Ślusarczyk dokładnie „ustawił” krążek w okolicach pola bramkowego, a Piotr Sarnik wpakował go w samo okienko bramki Jaworskiego. Wynik 1:1 utrzymał się do końca pierwszej tercji, pomimo kilku groźnych akcji z obydwu stron i jeszcze jednego okresu gry w przewadze Tyszan.
Ciekawsza, bo obfitująca w ostrzejszą i bardziej otwartą grę, była II tercja meczu. Dwukrotne osłabienie GKS-u i jeden okres gry w osłabieniu Unii oraz obopólne wykluczenie na 4 minuty Belicy i Klisiaka za nadmierną ostrość w grze.
Później sytuacja „sam na sam” Sarnika oraz Javina i Parzyszka ze strony Unii. Znakomicie jednak spisywali się bramkarze obydwu drużyn.
W 36 minucie ładnym strzałem w okienko popisał się Piotr Sarnik. Asystę przy tej bramce zaliczył Słaboń.
Radość Tyszan nie trwała jednak długo, gdyżw 37 minucie podanie Adriana Parzyszka wykorzystał Mariusz Puzio i z bliskiej odległości pokonał bramkarza gospodarzy.
W tej odsłonie kilkoma rajdami przez pół lodowiska popisał się Robert Kwiatkowski, ale nie przyniosły one stuprocentowej sytuacji do zdobycia gola.
III tercja to mało zdecydowana gra obydwu drużyn.
Unia w tej odsłonie lekko przeważała ale Tyszanie również wyprowadzili kilka groźnych kontr.
Po jednej z nich i zagraniu Belicy krążek trafił w słupek bramki Jaworskiego. To była chyba najbardziej klarowna sytuacja GKS-u w tej tercji.
W 54 minucie bracia Laszkiewiczowie zamienili się rolami itym razem Daniel obsłużył Leszka, który z bliska nie dał szans Sobeckiemu.
Próby odwrócenie losów meczu przez GKS były bardzo chaotyczne i nie doprowadziły do wyrównania.
W końcówce meczu zrobiło się nerwowo. Kary większe plus karę meczu otrzymali Gretka i Wołkowicz. Było to następstwem bójki, którą stoczyli ze sobą obydwaj zawodnicy.
Na dwie minuty przed końcem spotkania trener GKS-u poprosił o czas.
Tyszanie nie zdążyli wycofać bramkarza, ponieważ bracia Laszkiewiczowie ponownie dali o sobie i przeprowadzili kontrę, po której Leszek ponownie zapisał się w protokole. To była „kropka nad i”, która pozbawiła złudzeń tyski GKS.
Zwycięstwo Unii 4:2 zasłużone. Oświęcimianie stworzyli nieco więcej sytuacji pod bramką rywala, popełnili też mniej błędów w obronie. Okazali się drużyną bardziej wyrównaną i dojrzalszą, a przede wszystkim swój dzień miał duet braci Laszkiewiczów. Atak Tyszan trzy razy „S” to za mało aby pokonać mistrzów Polski. Pozostałe formacje nie stanęły raczej na wysokości zadania. Na uwagę zasługuje debiut po kontuzji Roberta Kwiatkowskiego, kilka jego akcji było bardzo ciekawych
i w następnych meczach jest szansa, że przyniesie bardziej wymierny efekt.
Może już w play-off, gdzie Tychy ponownie zmierzą się z Unią.
Tomasz Bojarski
Korekta: Dj
Komentarze