W tym sezonie sędziowie wypowiedzieli zdecydowaną wojnę zagraniom wysokim kijem, które są bardzo niebezpieczne. Na początku trudno było znaleźć zawodnika, który pogodziłby się z tym faktem. Lata przyzwyczajeń robią swoje. Jednak miesiąc po inauguracji ekstraklasy, widać, iż zawodnicy poddali się nowym trendom.
- Proszę zobaczyć, jak hokeiści ładnie jeżdżą z kijami na lodzie - taki słowami skwitował jedno ze spotkań w Oświęcimiu kwalifikator PZHL Adam Krzyżak. - Czasem mają jeszcze stare nawyki, kiedy goniąc przeciwnika, podbijają rywalowi kija, by wybrać mu krążek. Oczywiście jest to dozwolone, ale tylko wtedy, jeśli zrobi się to tylko lekko i sporadycznie. Trzeba wziąć poprawkę, że uciekający zawodnik trzyma swój kij zawsze lekko i kiedy zostanie on przez ścigającego podniesiony mu zbyt wysoko, trzeba na atakującego nałożyć karę mniejszą - dodaje kwalifikator PZHL.
Najlepszym przykładem tego, że hokeiści boją się aptekarskiego sędziowania był pojedynek GKS Tychy przeciwko Wojasowi Podhale. Wydawało się, że w takim spotkaniu powinno bez przerwy "iskrzyć" pod bandami. Tymczasem oba zespoły zaprezentowały zupełnie bezkontaktowy hokej. Zawodnicy - zwłaszcza nowotarscy - co chwilę potykali się na lodzie. Mecz był po prostu senny. - Sędziowie też jeszcze nie ujednolicili kryteriów nakładania kar, stąd zawodnicy często boją się ryzykować. Na pewno potrzeba czasu, by się do wszystkiego przyzwyczaić - tłumaczy Andrzej Słowakiewicz, trener nowotarżan.
Nie da się jednak ukryć, że tylko przeciwko meczom z Dworami Unia wszyscy się mobilizują, kibice także. - Nie wiem, czy mam się z tego powodu cieszyć czy smucić - zastanawia się z kolei Andriej Sidorenko, oświęcimski szkoleniowiec. - Chyba muszę być usatysfakcjonowany, to tylko dowodzi, że rywale czują przed nami respekt - oświęcimski szkoleniowiec stara się w żart obrócić tę sytuację.
- Do każdego meczu staramy się podchodzić tak samo - zastrzega się Andrzej Słowakiewicz. - Przecież po naszym zwycięstwie nad Unią następny termin mieliśmy wolny w związku z przełożeniem meczu z Cracovią. Nie ma nic gorszego, jak wybicie się z ligowego rytmu przed ważnym meczem, jaki graliśmy w Tychach - dodaje Słowakiewicz, który razem z Sidorenką usiadł w piątek do rozmów nad powołaniami do reprezentacji narodowej na pierwszą kwalifikację olimpijską, która czeka Polaków w listopadzie.
(zab) - Dziennik Polski
skh
Czytaj także: