Hokej.net Logo

Lewe skrzydło

Jeśli zapytasz kogokolwiek w Nowym Targu z czym kojarzy mu się nazwisko Podlipni, zdecydowana większość odpowie: z hokejem na lodzie. Trudno się temu dziwić skoro trzech braci uprawiało lub nadal uprawia tę dyscyplinę sportu. Piotr i Tomek zakończyli już sportowe kariery, a Zbigniew nadal ugania się po lodzie za czarnym kauczukowym przedmiotem i robi to po mistrzowsku. Wszyscy grali na jednej pozycji - lewoskrzydłowego. Wszyscy byli bądź są reprezentantami Polski. Jednak nie tradycje rodzinne `zagnały` ich do hokeja...

Dar od Boga
- Nikt przed nami w rodzinie nie uprawiał tej dyscypliny sportu Zbigniew Podlipni - Hokej od najmłodszych lat był moją pasją. Jak zresztą dla każdego chłopaka w Nowym Targu. Graliśmy z kumplami na ulicy, między blokami, osiedlowe mecze. To była niesamowita walka. Podpatrywałem starszego brata i starałem się go naśladować. Właśnie dzięki niemu trafiłem do hokeja. To on rozkochał mnie w tym sporcie, dał mi pierwszy szlif. Mając 10 lat zapisałem się do szkoły sportowej i rozpocząłem systematyczne treningi. Moim pierwszym hokejowym nauczycielem był Józef Sięka. Z panem Józefem zajęcia były wielką frajdą. To była głównie zabawa. Liczyła się nasza spontaniczność. Mogłem dowoli hasać po całym lodowisku, "kiwać" do upadłego. Później zaczęła się moja poważna edukacja. Skończyło się beztroskie życie. Trenerzy znaleźli dla mnie miejsce na tafli. Było to lewe skrzydło. Nie mogłem już grać dla siebie. Z moich poczynań musiał wynikać pożytek dla drużyny. Ot, jak w życiu - trzeba znać swoje miejsce w szyku.

Te lekcje dorosłego hokeja szybko zaprocentowały. Chłopak z "iskrą bożą" nie mógł długo pozostać niedostrzeżony. Szybko awansował do reprezentacji kraj juniorów. Wystąpił w mistrzostwach Europy i mistrzostwach świata. W sezonie 1900/91 za sprawą Bronisława Samowicza zadebiutował w ekstraklasie. Nasz bohater dostąpił tego zaszczytu w meczu o trzecie miejsce z Naprzodem Janów. Dla Zbyszka było to ogromne przeżycie. Podhale wygrało wtedy 5:3, a on zdobył pierwszą bramkę. To dopiero debiut!

- Później pierwszą drużynę przejął Tadeusz Bulas - mówi. - Miał bardzo dobry zespół, z którym powinien sięgnąć po mistrzostwo Polski, ale w najważniejszym momencie nie potrafił zmobilizować drużyny tak, jak później potrafił to uczynić Ewald Grabowski. Ze starszymi zawodnikami Bulas był zżyty, a nas młodych częściej ganił niż chwalił.

Swoje największe sukcesy Zbyszek odnosi za rządów Łotysza. Pięciokrotnie sięga po mistrzostwo Polski, cztery razy uczestniczył w mistrzostwach świata. Potem zmienia barwy klubowe i gra w GKS Katowice, by po trzech latach wrócić na stare "śmieci", by dwukrotnie sięgnąć po Puchar Polski i wywalczyć mistrzostwo Interligi.

- Zbyszek ma coś w sobie, czego nie da się wytrenować. To dar od Boga. Potrafi czytać grę. Dostrzega partnerów, którym potrafi nagrać krążek jak na patelni. Na lodzie jest jak żywe srebro. Ciągle w ruchu. Każde jego wejście na lód jest wielką zagadką dla przeciwnika. Szuka sobie pozycji i niemal zawsze jest tam gdzie powinien być. Dlatego często jest faulowany, a tym samym narażony na kontuzje - to opinia byłego trenera Podhala, Milana Skokana.

O jego ruchliwości, nieustępliwości i dostrzeganiu partnerów mogli ostatnio przekonać się reprezentanci Rumunii, Węgier i Norwegii. Po pięciu latach wrócił do drużyny narodowej i to w wielkim stylu.


Kapitan pełna gębą
Cechą wspólną Podlipnich była zadziorność, waleczność. Nigdy nie było dla nich straconych krążków, nigdy nie odpuścili, mimo iż żaden z nich do herosów się nie zaliczał. Wyróżniali się sprytem. Nieraz potrafili, dzięki zwinności, wyjść z nie jednej opresji. Nie dali się rozbijać na bandzie. Za to najbardziej opanowanym i mającym duszę przywódcy był najstarszy z braci - Piotrek.

- Piotrek jest prawdziwym sercem drużyny. To bardzo ambitny i waleczny chłopak, na dodatek bez nałogów. Kapitan pełną gębą - tak charakteryzował go Ewald Grabowski, który do takich wyznań nie był zbyt skory. "Staszek" - bo taki pseudonim dali mu koledzy - całkowicie na te pochwały zasłużył. Na lodzie był natrętny jak osa, klując swoimi żądłami.

Z pseudonimem "Staszek" wiąże się zabawna anegdotka. Otóż pewnego razu chciał załatwić sobie osłonę na twarz, szybkę pleksiglasową, którą montuje się do kasku. Jeden z działaczy o wesołym usposobieniu wysłał go do...klubowego szklarza o imieniu Staszek, by ten przyciął mu odpowiednią osłonę. Dopiero u szklarza zorientował się, że zrobiono go w balona, Po tym wydarzeniu przylgnął do niego pseudonim "Staszek".

Niektórzy uważają, że urodził się pod szczęśliwą gwiazdą, gdyż już w debiucie - w sezonie 1986/87 - sięgnął po mistrzostwo Polski. Może nikt nie wspominałby o szczęśliwym debiucie, gdyby nie fakt, iż Nowy Targ oczekiwał na ten tytuł osiem długich lat. W tamtym zespole młodzi z trudem adaptowali się w nowym dla siebie otoczeniu. Na szczęście trenerem wówczas był Walenty Ziętara, który niczym "ogromnik" likwidował wszelkie "pokoleniowe napięcia" w zespole.
Najstarszy z Podlipnich tylko raz "zdradził" macierzysty klub. W sezonie 1996/97 postanowił zakosztować zagranicznego chleba. Na rok został wypożyczony do słowackiej ekstraklasowej drużyny Iskra Bańska Bystrzyca. - Jestem dumny z tego, że mogłem grać w jednej z najlepszych lig świata. To było kolejne moje sportowe doświadczenie, które mogłem po powrocie spożytkować w naszej lidze - mówi. - W przeciwieństwie do moich bracie, ja sam zainteresowałem się hokejem. Będąc małym brzdącem ojciec zabierał mnie na mecze hokejowe dawnych gwiazd Nowego Targu. Ta gra mnie zafascynowała i postanowiłem zostać hokeistą. Gdybym dzisiaj miał wybierać, to podjąłbym taką samą decyzję.

Reprezentacja stanowi oddzielny, a zarazem bolesny temat w życiorysie Piotra. Ledwie znalazł się w kręgu zainteresowań selekcjonerów, a już wplątano go w aferę. Miał szanse wyjazdu na olimpiadę do Alberville, ale w jego moczu polskie laboratorium, wykryło testeteron. Powtórne badania w atestowanym laboratorium w Pradze ( w Polsce laboratorium nie posiadało atestu), wykazały zerową zawartość tego środka. Piotrek został oczyszczony z zarzutów, ale na igrzyska nie pojechał. - W Pradze byłem czysty. Byłem niewinny. Żałuję tylko, że nie wiem jak było naprawdę.

Piotrek dwukrotnie uczestniczył w mistrzostwach świata, pięć razy zasiadał na mistrzowskim tronie. Grał w jednym ataku z Januszem Hajnosem i Mirosławem Tomasikiem, a kiedy ten ostatni opuścił Podhale - z Jackiem Szopińskim. Kibice nazywali ich "trzej muszkieterowie".


Wybrał szkołę
Najmłodszy Tomek trafił do hokeja dzięki braciom - Oni byli moim motorem napędowym - mówi. - W czwartej klasie z "dwójki" przeniosłem się do szkoły sportowej, by iść śladami braci. Moim pierwszym trenerem był Tadeusz Kramarz. Potem stopniowo piąłem się w hokejowej hierarchii. Po drodze do seniorskiego hokeja były reprezentacje juniorów i studia, podczas których występowałem najpierw w KKH Katowice, a potem w Cracovii. Króciutką przygodę miałem też z KTH Krynica, występując w sezonie 1997/98 w eliminacjach do ekstraklasy. W reprezentacji kraju zadebiutowałem 6 listopada meczem z Danią.

"Korek", bo taki nosił pseudonim dziewięć sezonów występował w ekstraklasie i wywalczył dwa tytuły mistrza kraju. Natura nie obdarzyła go atletyczna figurą, ale był niezwykle waleczny, nie bał się ostrych starć przy bandzie. W sezonie 2001/02 pracował i... grał. - Nie mogłem pogodzić tych dwóch rzeczy i rzuciłem hokejem. Wybrałem pewniejszą posadę nauczyciela, bo w klubie wtedy nie było za wesoło. Niemniej przygodę z hokejem wspominam bardzo mile. Sport dużo mnie nauczył. Teraz w pracy z młodzieżą wykorzystuję zdobyte doświadczenie - zapewnia Tomek.


Wśród kobiet
Najstarszy z Podlipnich zerwał z hokejem, ale nie ze sportem. - Prowadzę fittnes club dla kobiet. Ciągle jestem w ruchu. To nowe doświadczenie po 15 latach obracania się w męskim towarzystwie. Jeśli drugie 15 lat spędzę z kobietami, to będę mógł wtedy powiedzieć, że jestem doświadczonym człowiekiem. Wielokrotnie mniej namawiano, bym grał w oldbojach, ale nie mam na to czasu. Na razie nie czuje się jeszcze oldbojem. Jak poczuję, to dam się namówić.

W Podhalu cała trójka grała razem tylko sezon, ale...nie w jednej formacji.. - Nie spełniło się moje marzenie i nigdy nie zagraliśmy razem w jednej formacji, choćby z tego względu, że z Tomkiem dzieliła nas pewna różnica wieku, ale także dlatego, że wszyscy graliśmy na lewym skrzydle. Na siłę można było coś takiego zrobić, ale nikt nie wpadł na pomysł. Tylko ze Zbyszkiem rozegrałem jedno ligowe spotkanie - mówi Piotrek. - Czasem w sytuacjach wyjątkowych grywałem na prawym skrzydle - dodaje Zbyszek.

Rodzinne imprezy wspomnianego rodzeństwa nie były zdominowane przez hokej. - Zapominaliśmy o hokeju po wyjściu z szatni. W domu mieliśmy inne tematy. Nie przenosiliśmy spraw zawodowych na łono rodziny. Aż nadto tego mieliśmy na co dzień na treningach i meczach - twierdzi Piotrek.


Pójdzie w ślady taty i wujków?
Być może niebawem do tego rejestru dopiszemy kolejnego Podlipniego, 9 -letniego Rafała, syna Zbigniewa, który pod okiem Jana Kudasika rozpoczął w naborze naukę hokejowego abecadła. - Nic na silę - twierdzi ojciec. - Do niczego go nie zmuszam. Nie naśladuję "szalonych" rodziców. Jeśli ktoś ma talent do skrzypiec, to nie ma co na siłę robić z niego hokeisty. Na pewno polecałbym mu hokej.

Autor: Stefan Leśniowski - www.wojas-podhale.z-ne.pl

POPRZEDNIE ARTYKUŁY:

Bracia Gilowie: http://www.hokej24.pl/news.php?id=5152

Bracia Szalowie: http://www.hokej24.pl/news.php?id=5189

Obcokrajowcy w Podhalu: http://www.hokej24.pl/news.php?id=5230

Bracia Tokarze: http://www.hokej24.pl/news.php?id=5248

Bracia Ruchałowie: http://www.hokej24.pl/news.php?id=5326

Obcokrajowcy w Podhalu (II): http://www.hokej24.pl/news.php?id=5330



Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe