Gdy niecały rok temu drużyna Naprzodu wycofała się z rozgrywek, wielu miało nadzieje, że to tylko pojedynczy przypadek, a problemy są przejściowe. Tymczasem środowisko hokejowe jest na tyle zamknięte, że problemy jednej drużyny można traktować jak papierek lakmusowy dla całej dyscypliny, a posunięcie prezesa Grycnera było tylko uwerturą do kolejnych, coraz poważniejszych kłopotów.
Echo po janowskich kłopotach nie zdążyło ucichnąć, gdy kilkanaście kilometrów dalej włodarze GKS-u poinformowali o największych od lat problemach finansowych, które po części zażegnała pomoc miasta. Klub co sezon bijący się o najwyższe laury, w którym przesunięcia w płatnościach owszem się zdarzały, ale bankructwa nikt nie wróżył, stanął, jak przyznał kilka miesięcy później dyrektor Karol Pawlik, na krawędzi.
Nie wydostały się z nad przepaści inne zespoły. Mistrz kraju stracił głównego sponsora i właściciela w jednej osobie, po czym zawiesił działalność. W Toruniu na chwilę obecną istnieją trzy podmioty zajmujące się seniorskim hokejem, bo sponsorzy rozmawiać z zadłużonym na 1,5 mln złotych klubem dłużej nie chcieli. Utworzono więc Hokejową Spółkę Akcyjną, a w międzyczasie do turnieju o miejsce w Ekstralidze zgłoszono Sokoły.
W Gdańsku też powstała spółka, tylko nikt nie wie po co i komu jest potrzebna bo po trzech miesiącach wciąż brakuje chętnych do wpłacenia kapitału zakładowego.
Według założeń powołanie do życia spółki akcyjnej jest kolejnym etapem „ewolucji”, szczeblem do profesjonalizmu. Tworzy się ją by pozyskać kapitał na dalszy rozwój oraz działalność. U nas tymczasem organizują je zespoły zadłużone (Gdańsk) lub miasta, które od długów chcą się odciąć (Toruń).
Nie wróży to niczego dobrego, zwłaszcza, że spółki swoje działania opierają jak na razie na pomocy samorządowej.
A miało być zupełnie inaczej.
W sezonie 2000/01 mieliśmy w Polsce tylko 10 seniorskich zespołów. I od tego dna udało się odbić. Zaczęły dołączać kolejne ekipy - z Torunia, Opola czy Janowa. Tworzono zespoły rezerw, a kadra zagrała w Elicie. Sześć lat temu powstała nawet Spółka PLH, która miała przejąć rozgrywki od Związku (jak w innych dyscyplinach) oraz znaleźć sponsora tytularnego. Na fali entuzjazmu powiększono o dwie drużyny Ekstraligę i kiedy wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku… na tym się skończyło. Zabrakło pomysłów, którędy poprowadzić rozpędzony pociąg. I zabrakło też dobrych maszynistów. A skład jechał dalej, kierowany siłą bezwładności mknął w sobie tylko znanym kierunku, chętnie za to wystawiając kolejnym pasażerom bilety na kredyt.
Sponsora nie ma do dzisiaj, niezależnej ligi tak samo. Hokej jest obecny tylko na ostatnich stronach gazet sportowych i nie może doczekać się własnego magazynu w telewizji o zasięgu ogólnopolskim. Chyba już ostatecznie upadło jedyne wydawane pismo hokejowe, a także jeden z trzech największych portali tematycznych.
Kluby nie potrafiły znaleźć możnych sponsorów lub ich utrzymać (vide ThyssenKrupp i Wojas) i w efekcie tylko zwiększały swoje zadłużenie doprowadzając się umyślnie do agonii.
Zaledwie dwa tygodnie temu Sejm uchwalił ustawę o sporcie, która nakazuje związkowi utworzenie ligi zawodowej, gdy ponad połowa drużyn w niej występujących to spółki akcyjne. Wystarczy jednak, że jeszcze jeden prezes wyciągnie trupa schowanego głęboko w szafie, który w garści trzyma teczkę z napisem „budżet” i zamiast ligi zawodowej doczekamy się ligi… zawałowej.
HSK,
http://bloghokejowy.blogspot.com/
Czytaj także: