Odeszła kolejna legenda NHL. Guy Lafleur nie żyje
- Podnosił ludzi ze swoich krzesełek częściej niż jakikolwiek gracz w jego czasach - napisał o nim kanadyjski dziennikarz. W wieku 70 lat zmarł jeden z najwybitniejszych graczy w historii NHL Guy Lafleur.
Lafleur zmarł w piątek rano na raka płuc, dokładnie tak, jak tydzień wcześniej inna legenda NHL, Mike Bossy, z którym często był porównywany. Były hokeista w ostatnim czasie przebywał w centrum opieki paliatywnej na przedmieściach Montrealu.
Lafleur spędził w NHL 17 sezonów, w czasie których rozegrał 1 126 meczów rozgrywek zasadniczych, strzelił 560 goli i zaliczył 793 asysty, co razem dało mu 1 353 punkty. W fazie play-off w 128 spotkaniach zdobył 58 bramek i asystował 76 razy.
W powszechnej świadomości najmocniej kojarzony jest z drużyną Montréal Canadiens, z którą zdobył 5 Pucharów Stanleya (1973 oraz 1976-79). Do dziś pozostaje najlepiej punktującym graczem i drugim najlepszym strzelcem w historii najbardziej utytułowanego klubu NHL.
W latach 1976-78 trzy razy z rzędu wygrywał klasyfikację punktową tej ligi, a dwukrotnie wybierano go najbardziej wartościowym graczem rozgrywek zasadniczych. O tym, jak bardzo cenili go koledzy i rywale z tafli niech świadczy fakt, że trzykrotnie był przez nich wybierany najlepszym graczem NHL. W ciągu 50 lat od wprowadzenia tej nagrody hokeiści więcej razy przyznali ją tylko Wayne'owi Gretzky'emu (5) i Mario Lemieux (4). W swojej kolekcji nagród indywidualnych Lafleur ma także Trofem Conna Smythe'a dla najbardziej wartościowego gracza fazy play-off.
W 1998 roku magazyn "The Hockey News" umieścił go na 11. miejscu listy najlepszych hokeistów w historii, a w 2017 NHL wpisała na listę 100 najlepszych graczy w dziejach ligi. W 1988 trafił do Galerii Sław Hokeja, a numer 10, z którym występował w klubie z Montrealu, został zastrzeżony.
Karierę kończył dwukrotnie. W 1985 roku pod wpływem nieporozumień z władzami Canadiens zażądał transferu do innego zespołu, ale działacze się na to nie zgodzili, więc postanowił pożegnać się ze sportem. W 1988 roku wrócił jednak do gry, ale już nie w barwach "Habs", a New York Rangers. Później spędził jeszcze dwa sezony w Quebec Nordiques. Po raz drugi i tym razem już na dobre pożegnał się z grą w 1991 roku. Jest jednym z trzech zawodników, którzy wrócili do NHL już po włączeniu do Galerii Sław Hokeja. Przed nim zrobili to Gordie Howe i Mario Lemieux.
Jak pisze kanadyjski dziennik "Montreal Gazette", wśród wszystkich legend w niezwykle bogatej w sukcesy historii Canadiens, trzy wybijają się ponad inne: Jean Béliveau, Maurice "Rocket" Richard i Guy Lafleur. Dziś na pierwszej stronie "Montreal Gazette" nie ma żadnej innej informacji niż duże zdjęcie Lafleura i zapowiedzi umieszczonych w gazecie artykułów o nim.
Legendarny dziennikarz Red Fisher, który przez wiele lat relacjonował mecze kolejnych mistrzowskich zespołów "Habs", w 2005 roku umieścił Lafleura na 3. miejscu listy najlepszych graczy, jakich widział w życiu, właśnie za Béliveau i "Rocketem" Richardem.
- W swoim czasie Lafleur był jednym z tych rzadkich talentów, który był mężczyzną, nawet będąc jeszcze chłopcem - pisał o nim Fisher. - Był połączeniem wszystkiego, co dobre i wielkie w hokeju ze względu na swoją szybkość, potężny strzał i wygląd amanta filmowego. Ale przede wszystkim był wyjątkowym Lafleurem. Delikatnym, ale niezniszczalnym. Podnosił ludzi ze swoich krzesełek częściej niż jakikolwiek gracz w jego czasach.
- Nie musiałeś widzieć nazwiska Guy Lafleura i numeru na jego bluzie, by go rozpoznać, gdy miał krążek przy kiju - powiedział o legendarnym hokeiście komisarz NHL Gary Bettman. - Tak bardzo stylowy, jak niezwykle utalentowany, Lafleur był jak figura ozdobna, nie do pomylenia z kimś innym za każdym razem, gdy rozświetlał taflę w hali Montreal Forum, a jego blond loki powiewały za nim, kiedy przygotowywał się do wystrzelenia kolejnego krążka obok bezradnego bramkarza lub wypracowania gola koledze z ataku. NHL opłakuje stratę ikony, Guy Lafleura i przesyła najgłębsze wyrazy współczucia jego żonie, synom, matce, wnuczce, czterem siostrom, całej rodzinie Lafleur i milionom kibiców, u których wywoływał dreszcze.
- Jesteśmy głęboko zasmuceni wiadomością o odejściu Guy Lafleura - powiedział właściciel Montréal Canadiens Geoff Molson. - Wszyscy członkowie Canadiens są zdruzgotani jego odejściem. Guy Lafleur miał wyjątkową karierę i zawsze pozostawał zwykłym, dostępnym człowiekiem, bliskim "Habs" i kibicom hokeja w prowincji Quebec, Kanadzie i na całym świecie. Przez całą swoją karierę pozwalał nam doświadczać wielkich momentów wspólnej dumy. Był jednym z największych zawodników naszej organizacji, pozostając wyjątkowym ambasadorem tego sportu.
Komentarze