Okiem Kojota: Hokej ma zasady dzięki… mega bystrym trollom
Jesteśmy którymś pokoleniem kibiców hokeja obserwującym zmiany zasad na zasadzie debat „mądrych głów”. Panowie z przeszłością hokejową, nadwagą i łysiną dyskutują na temat tego, jak obrzydzić nam naszą dyscyplinę. W związku z tym jesteśmy zarzygiwani genialnymi pomysłami dotyczącymi sprzętu, wielkości parkanów, lodowiska, szerokości bramek i wygięcia łopatek kijów. Jednak zanim „działacze” znaleźli sobie sposób na udawanie potrzebnych, reguły gry kształtowane były przez autentycznych spryciarzy. Wtedy tak ich nazywano – dziś mówiono by o nich, że „trollowali”.
Ostatni prawdziwy troll naszych czasów
Dla niektórych obecnych kibiców hokeja ten człowiek to już absolutna prehistoria, jednak dla mojego rocznika była to swoista legenda. Człowiek znienawidzony przez wszystkich innych zawodników, włączając kolegów z jego własnych drużyn. Typ, który udawał rzucanie rękawic tylko po to, by tego nie zrobić, a jego rywal otrzymał za to karę. Typ, który nie podejmował walki przyjmując pozycję żółwia, by wymusić karę na drużynie przeciwnej. Nie to jednak przysporzyło mu sławy.
W 2008 roku Rangers mierzą się z Devils w fazie play-off i wygrywają serię już 2:0. W trzecim meczu Devils łapią dwie kary i grają bez dwóch zawodników na lodzie. W tym momencie Sean Avery podjeżdża pod bramkę Martina Brodeura, by zasłonić go i utrudnić mu śledzenie lotu krążka. W tym momencie Avery odwraca się przodem do bramkarza i zaczyna machać przed nim kijem jak gdyby na jego szczycie powiewała flaga. Rozwścieczony Brodeur uderza nawet rywala w twarz, jednak ten niewzruszony kontynuuje cyrkowy popis w najlepsze. Krążek zostaje wybity przez „Diabły”, by kilkanaście sekund później wrócić do ich tercji, wpaść wprost pod kij Avery’ego, który bezlitośnie pokonuje zupełnie wybitą z rytmu kanadyjską legendę.
Brodeur był tak wściekły, że nie podał Martinowi ręki, gdy „Strażnicy” wygrali całą serię. Jak zareagował Sean? – Grubas chyba zapomniał mi ręki podać – odparł ze znaną sobie klasą.
Obecnie „Avery Rule” zabrania machać kijem przed bramkarzem. Serio.
Kapitan troll, czyli dlaczego w NHL nie ma bramkarzy-kapitanów?
Ostatnim kapitanem-golkiperem w NHL był Roberto Luongo, ale był to tytuł absolutnie nieformalny. Niekwestionowany lider Canucks miał „pecha” stać między słupkami kilkadziesiąt lat po tym, jak zabroniono „takim jak on” nosić to zaszczytne miano. Drużyna obeszła więc tę zasadę. Po pierwsze, żaden zawodnik z pola nie przywdział literki „C” na koszulce, więc stanowisko było zwakowane. Po drugie, Luongo namalował sobie tę literę na masce zaraz pod kratą tak, by dobitnie dać wszystkim znać, kto rządzi w ekipie. Był to jakiś trolling na miarę naszych czasów, ale prawdziwym był powód, dla którego Kanadyjczyk nigdy nie mógł być oficjalnym kapitanem.
W 1947 roku między słupkami Montreal Canadiens staje Bill Durnan, wieloletni zawodnik tej organizacji. W tym konkretnym sezonie otrzymuje on również zaszczytną rolę kapitana i wykorzystuje ją niemiłosiernie podczas spotkań. Mecze „Habs” nagle wydłużają się, czasami kilkukrotnie z powodu naszego bohatera. Ta kampania upłynęła bowiem pod znakiem tego, że zawodnik przedłużał przerwy dyskutując z sędziami. Jako formalny lider ekipy, mógł dyskutować z arbitrami co czynił zawsze, gdy miał wątpliwości, ale także gdy musiał odpocząć, gdy jego ekipa musiała odpocząć bądź gdy potrzebowała więcej czasu na narady niż było to dozwolone.
Po kilku miesiącach takiego trollowania, liga wprowadziła „The Bill Durnan Rule” i dzięki temu ostatni kapitan-bramkarz zagrał w tej lidze świeżo po II Wojnie Światowej.
Arcymistrz trollingu
Jeśli panowie powyżej nie przekonują Was w kwestii tej pradawnej sztuki, to ten człowiek z pewnością rozmiękczy wasze zlodowaciałe serduszka. Dzięki swojemu sprytowi gość „stworzył” więcej zasad w NHL niż nasz Sejm głupich ustaw.
No bo zastanawialiście się, dlaczego rzuty karne broni bramkarz? No bo taka jego robota, prawda? A gdybym powiedział Wam, że Roger Neilson, bo o nim mowa, wystawiał do tego elementu gry obrońcę? OK, niech wystawia, pomyślicie. Głupi ruch, bo co ot za problem pokonać typa z mniejszym sprzętem bez umiejętności gry na bramce. A jeśli ten obrońca podjeżdżał w zasadzie prawie obok krążka zanim gwizdek sędziego pozwalał na wykonanie rzutu?
Zgodnie z ówczesnymi zasadami jedyną regułą było to, że bronić rzutu karnego może jeden zawodnik, ale nie uściślono czy bramkarz czy nie. Co więcej, broniący rzutu karnego nie miał określonej pozycji, w której miał się znaleźć przy rozpoczęciu manewru. I tak właśnie powstała zasada nakazująca bronić bramkarzowi w bramce. Proste? Proste.
Kilka sezonów temu Marc-André Fleury z Vegas Golden Knights usypał sobie górkę z lodu przed zjechaniem do boksu by utrudnić krążkowi drogę do bramki. Sędziowie rozkopali mu jego „twórczość”, natomiast zasady tego zabraniającej nie ma. Trener Neilson wyniósł taki trolling na inny poziom.
Selekcjoner kazał swoim golkiperom (zanim zdjął ich z bramki by wprowadzić dodatkowego gracza) kłaść swoje kije w poprzek bramki. W ten sposób ileś goli do pustej bramki nigdy się nie wydarzyło. Tu również mamy do czynienia z zasadą zabraniającą bramkarzowi zostawiania sprzętu w bramce – ale ktoś musiał do tego doprowadzić.
Wreszcie, trener w kółko wyprowadzał dodatkową liczbę zawodników na lód, ponieważ powodowało to przerwy w grze. Dziś, zbyt duża liczba zawodników na lodzie to opóźniona kara jeśli rywal ma krążek. Wtedy jednak taka sytuacja powodowała przerwę z automatu. Dzięki temu, trener oszczędzał swoim ekipom straconych bramek dzięki wysyłaniu na lód dodatkowych graczy.
Czy dziś możemy na coś liczyć?
Tak. Kilka tygodni temu, niemiecki napastnik Leon Draisaitl, na komentarz o tym, że nikt z jego drużyny nie gra dobrze, odpowiedział z kamiennym wyrazem twarzy „grejd obzerwejżyn”. Poczucie humoru i nieodzowny „uśmiech Polaka” właściwy dla naszych zachodnich sąsiadów to niestety górny limit trollowania w tym sezonie.
Komentarze
Lista komentarzy
beny77
Pisz dalej, fajnie się to czyta
mario.kornik1971
Tak, niech zostawi kija w bramce,kask, łyżwy i może jeszcze spodenki
RafałKawecki
Pisarzu. Przed publikacją zostaw tekst na jakiś czas do odleżenia i/lub daj komuś do przeczytania. Unikniesz zawstydzających błędów oraz inaczej spojrzysz na niektóre nadmiernie egzaltowane sformułowania.
Good luck !