Hokej.net Logo

Po rundzie zasadniczej: rozczarowanie w Tychach, Zagłębie zgodnie z planem

Sezon zasadniczy za nami. Po rozegraniu 42 spotkań zespoły przystąpią teraz do decydującej batalii (początek play-off już w najbliższą niedzielę), czyli walki o medale i utrzymanie w ekstralidze.


Mistrz Polski - GKS Tychy - przystąpi do rozgrywek z trzeciej pozycji. Wynik przyjęto w Tychach z niedosytem. Kibice, którzy dobrze pamiętają ubiegłoroczny play-off, gdy tyszanie przetaczali się po rywalach z siłą lodowca, w wielu spotkaniach oglądali drużynę, która dryfowała niczym niewielkich rozmiarów kra. Drużynie cały czas czkawką odbija się początek sezonu, gdy z powodu wycieku amoniaku w tyskim obiekcie zespół grał i trenował na obcych lodowiskach.

Z kolei Zagłębie Sosnowiec zgodnie z przewidywaniami zagra o utrzymanie. Na razie wyprzedziło tylko KH Sanok. Nasz beniaminek przeżywał niezwykle ciężkie chwile w połowie sezonu, gdy przegrał 13 kolejnych spotkań. Kryzys doprowadził do zmian na stanowisku trenera. Duet Andrzej Nowak - Henryk Pytel zastąpił Krzysztof Podsiadło - cała trójka zna się świetnie, bowiem wszyscy grali w Zagłębiu, gdy zespół nie miał sobie równych w Polsce.



GKS Tychy: 3. miejsce (23 zwycięstwa, 5 remisów, 14 porażek)

Niewielu zawodników GKS-u utrzymało mistrzowską formę. Najlepszym napastnikiem był Adam Bagiński - zawodnik, o którym Wojciech Matczak, trener GKS-u, zwykł mawiać "maratończyk", a to dlatego, że na lodzie jest ciągle w ruchu.

Bagiński grał na równym poziomie, strzelał ważne gole.

Słabszy sezon mają za sobą Adrian Parzyszek i Artur Ślusarczyk - zawodnicy, którzy pretendują do miana liderów drużyny.

Rolą lidera jest jednak podrywać zespół do walki, gdy ten przeżywa ciężkie chwile, a tego obaj zawodnicy zrobić nie potrafili.

Niezwykle ambitny Ślusarczyk źle znosił krytykę trenera. Na koniec sezonu popadł w konflikt z Matczakiem i ostatni mecz oglądał z ławki rezerwowych.

GKS nie miał też szczęścia do obcokrajowców. Nie sprawdzili się Peter Kotlarzik i Tomas Kramny, którzy opuścili zespół w trakcie rozgrywek. Odejście zawodników miało też jednak i swoje dobre strony, bo dzięki temu GKS podratował budżet, który w tym sezonie był ciągle za mały... Michal Belica najlepiej prezentował się wtedy, gdy GKS z powodu awarii chłodzenia na tyskim lodowisku grał wyłącznie na wyjazdach lub w obiekcie w Janowie. W Tychach namawiano nawet "Stefana", żeby przyjął polskie obywatelstwo i wspomógł naszą reprezentację, ale sam zawodnik nie pali się do tego pomysłu. Robin Bacul, który dołączył do drużyny w grudniu, nadal ma olbrzymi kredyt zaufania u tyskich kibiców.

Wielki minus dla trzeciego - najmłodszego - ataku GKS-u. Krok do przodu zrobił Michał Woźnica, ale w otoczeniu Bartłomieja Gawliny i Mirosława Bobera, którzy zapomnieli, jak się strzela bramki, także wypadł blado.

Mistrzowie nie mieli też pewnej obrony. Błędy doświadczonych zawodników nieraz kosztowały zespół stratę bramek.

Najrówniej prezentował się doświadczony Sebastian Gonera. Sezon może uznać za stracony Rafał Cychowski. Obrońca pozyskany ze Stoczniowca Gdańsk w końcówce sezonu zasadniczego grał na środku ataku.

Całe szczęście, że mistrzowskiej formy nie stracił Arkadiusz Sobecki. Bramkarz GKS-u ma za sobą pełen emocji sezon. Śmierć ojca i narodziny syna nie zmąciły jednak jego spokoju i opanowania na lodzie.



Zagłębie Sosnowiec: 7. miejsce (10 zwycięstw, 32 porażki)

Drużyna od początku była skazywana na walkę o utrzymanie w ekstralidze, wielu przepowiadało, że zespół rozpadnie się w trakcie rozgrywek z powodu problemów finansowych.

Tymczasem beniaminek poczynał sobie całkiem nieźle. Po trzech rundach Zagłębie okrzyknięto nawet największą niespodzianką sezonu. Potem przyszła jednak seria 13 kolejnych porażek i sosnowiczanie musieli skupić się na walce z KH Sanok o przedostatnią pozycję w tabeli ekstraligi.

Zagłębie grało nierówno. Potrafiło wygrać z Cracovią, Unią Oświęcim i GKS-em Tychy, by potem gładko przegrać ze Stoczniowcem czy KH Sanok. Największą bolączką zespołu był brak doświadczonego bramkarza. Łukasz Blot okazał się człowiekiem nieodpowiedzialnym - po jednym ze spotkań w jego moczu wykryto amfetaminę, co skończyło się dwuletnią dyskwalifikacją zawodnika.

Gdy po trzech miesiącach starań okazało się, że w Sosnowcu jednak nie zagra Daniel Kachniarz, w trybie awaryjnym ściągnięto Piotra Szałaśnego, który też dopiero uczy się dorosłego hokeja.

Zagłębie konsekwentnie grało na cztery ataki, co czasami odbijało się na jakości gry, ale pozwalało najmłodszej drużynie w lidze zaoszczędzić sporo sił. Motorem napędowym Zagłębia był Teddy Da Costa, który przyjechał do Sosnowca razem z bratem Gabrielem po tym, jak zrezygnowała z ich Unia Oświęcim. Mama hokeistów Jolanta jest Polką, ojciec Thierry Portugalczykiem - co ciekawe jednak, Gabriel był potwierdzony do drużyny jako Polak, a Teddy jako Francuz (jest reprezentantem swojego kraju).

Dobrym posunięciem okazało się też sprowadzenie z Oświęcimia Wojciecha Wojtarowicza. Po dobrym początku mocno zawodzi Rafał Plutecki. Zawodnik, którego wujkiem jest Mariusz Czerkawski, nie jest już tak przebojowy i skuteczny jak w barwach GKS-u Katowice. Z młodych zawodników największe postępy poczynił Tomasz Kozłowski. Nie brakuje osób, które widzą w nim następcę Andrzeja Zabawy, legendarnego napastnika sosnowieckiego klubu.

Częściej niż powinni mylili się obrońcy. Każdy zawodnik grający w tej formacji ma na swoim sumieniu jakieś grzechy. Kibice narzekali, że zawodnicy są wolni i nieskuteczni. Bramkarze innych drużyn obawiali się szczególnie Adriana Labrygi, który uderza krążek z nadludzką siłą.
Wojciech Todur - Gazeta Wyborcza


Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe