Za nami pierwszy międzynarodowy turniej Wojas Cup w hokeju na lodzie, który uzmysłowił nam, jak ogromna przepaść jest między naszymi ekstraklasowymi zespołami, a dziesiątą drużyną czeskiej pierwszej - nasz odpowiednik drugiej – ligi. `Pantery` z Havirova okazały się najlepsze i wystąpiły na nowotarskiej tafli w roli profesorów. Dla naszych drużyn był to – jak określił trener `Szarotek`, Zdislav Tabara – uniwersytet hokeja.
Nowotarżanie w turnieju zajęli drugie miejsce. Ponieważ jednak liczyć się powinno nie tylko zajęte miejsce, ale również – a nawet przede wszystkim – gra w perspektywie zbliżającego się sezonu, pod takim kątem spójrzmy na występ ulubieńców Nowego Targu.
Czy `Szarotki` mogły sięgnąć po pierwsze miejsce? Mając na uwadze realny układ sił, takie pytanie nadaje się jedynie do ujmowania w kategoriach retoryki. A jednak na nie można odpowiedzieć twierdząco. Oczywiście po spełnieniu kilku warunków. Gdyby górale byli tak dojrzałym i szybkim zespołem jak "Pantery", posiadającym fantazję i zwinność. Gdyby potrafiły na pełnej szybkości swobodnie i dokładnie rozgrywać akcje. Gdyby górale lepsi byli w pojedynkach jeden na jeden i w starciach przy bandzie. No i przede wszystkim, gdyby potrafi wykorzystywać dogodne sytuacje. Tymczasem podhalanie wszytko robili wolniej, a tym samym niedokładniej niż dziesiąty zespół czeskiej pierwszej ligi. Przy tej klasie zespołu nie można - jak to jest w naszej lidze – przetrzymywać długo krążek, bo rywal na to nie pozwoli. Albo go odbierze, albo zmusi do niecelnego podania. Dlatego nowotarżanie mieli ogromne trudności z inicjowaniem szybkich akcji zaczepnych.
Więcej traci sił ten zespół, który ustępuje swojemu rywalowi przede wszystkim pod względem jazdy na łyżwach, dokładności podań, gry ciałem. Czesi z dużą lekkością i swobodą poruszali się po lodzie. Te braki jakoś trzeba nadrobić, ale cena jaką przychodzi płacić za waleczność i ambicję, nie popartą płynnością gry, jest bardzo wysoka. Na ogół sprowadza się do straty sił i bramek.
- Nie dorównywaliśmy im w żadnym elemencie hokejowej sztuki – mówi trener Podhala, Zdislav Tabara. - Pokazali piękny hokej, z doskonałym przyspieszeniem w środkowej strefie, bez przetrzymywania krążka, z szybkimi i dokładnymi podaniami. Nasza z kolei praca była mało wydajna.
Tak Podhale oraz Unia i THK Toruń wypadli na tle czeskiego pierwszoligowca. Zupełnie inny obraz gry widzieliśmy w wykonaniu nowotarżan z krajowymi rywalami. Ale to był hokej z "naszej półki" - emocjonujący, ale bez finezji czy technicznych fajerwerków. Ot, takie średnie rzemiosło. Na tle polskich drużyn "Szarotki" dobrze prezentowały się w polu. Przeprowadzały akcje z rozmachem, kombinacyjne, ale potwornie były nieskuteczne. W dwóch meczach zdobyły tylko po bramce. To stanowczo za mało, zważywszy na fakt, iż z Toruniem oddały 25 celnych strzałów, a z Unią – 36. Jakże więc niski procent skuteczności uzyskały. Górale nie potrafili wygrywać pojedynków sam na sam z bramkarzem. Najlepiej o tym świadczą rzuty karne, tylko dwa zdobyte gole.
- Zdobywanie goli to w tej chwili nasz największy problem – mówi szkoleniowiec nowotarżan. – W pojedynku z Unia mieliśmy dużą przewagę. Częściej strzelaliśmy, ale mecz wygrany tylko zremisowaliśmy. Nasza strzelecka indolencja powtórzyła się podczas wykonywania rzutów karnych. Z dziesięciu, tylko dwa udało nam się zamienić na gole. W pierwszych dwóch meczach kilka razy moi zawodnicy samotnie jechali na golkipera i nie potrafili go pokonać. Brak jest spokoju na hokejkach graczy. Mało też ruchu, absorbowania bramkarza przed jego posterunkiem, przy strzałach obrońców z niebieskiej linii. To ułatwia prace golkiperowi, który ma czas na ustawienie się między słupkami. Po każdej niewykorzystanej sytuacji u zawodnika rodzi się frustracja, ma w głowie pełno różnych myśli i nie sprzyja to dalszej koncentracji. To leży gdzieś w psychice. Będziemy usilnie pracować nad poprawieniem tego najważniejszego w hokeju elementu.
W meczach z Toruniem i Unią nie można było mieć większych zastrzeżeń do gry w defensywie. Przytrafiały jej się błędy, ale naprawiane były przez golkiperów bądź przeciwnika, który także strzelecko zawodził. Dopiero Havirov pokazał, iż gra obronna całego zespołu – nie tylko obrońców- wymaga jeszcze dużej pracy. Skrzydłowi nie nadążali wracać za akcją do własnej tercji, by wspomagać kolegów z defensywy. Mało było agresywności pod bandą. Do niej nie można było mieć zastrzeżeń w meczu z Unią. Górale grali twardo, aż bandy i kości trzeszczały. Ostre ataki ciałem Rafała Dutki, Marcina Ćwikły czy Bartłomieja Talagi wzbudzały aplauz na widowni. Po ataku tego ostatniego Jaros długo nie mógł dojść do siebie. Sędzia ocenił, iż wszystkie te ataki były prawidłowe.
Trener Zdislav Tabara dał równe szanse obu bramkarzom – Krzysztofowi Zborowskiemu i Tomaszowi Rajskiemu. Obaj zdali egzamin. Byli najmocniejszymi punktami drużyny. Wychodzili z różnorakich opresji obronną ręką. Darujmy błąd Rajskiemu w meczu z oświęcimianami, to jeszcze młody zawodnik, który nie miał gdzie się ograć. Wiele razy w tym spotkaniu uchronił zespół od utraty gola. Zapewne zdaje sobie sprawę co zrobił i wyciągnie z tego właściwy wniosek, by w dużo ważniejszych meczach o ligowe punkty taki "kiks" mu się nie zdarzył. Zborowski spokojnie i skutecznie interweniował z TKH, wychodząc na "zero".
- Cieszy mnie postawa obu bramkarzy – mówi Zdislav Tabara. – Wyrównana dwójka, która "łapała" wybornie. Mam twardy orzech do zgryzienia, na którego postawić. Na razie nie mam jeszcze "jedynki".
Czytaj także: