Szczęśliwy tatuaż i pierwszy triumf w roli kapitana
– To mój trzeci Puchar Polski, ale pierwszy w takiej roli. Fantastyczne uczucie i fantastyczna sprawa – przyznał Filip Komorski, środkowy GKS-u Tychy. Trójkolorowi lubią wizyty w Oświęcimiu, bo na tym lodowisku w tym sezonie jeszcze nie przegrali. Na nim, po pięciu latach, odzyskali też trofeum, które stało się ich wizytówką.
O tatuażu, który przyniósł szczęście
– Przed meczem bawiłem się z synem i zrobiłem mu na rączce taki dziecięcy tatuaż. Powiedział mi, że też muszę sobie taki sprawić, bo wtedy na pewno wygramy puchar. Gabryś nie skłamał, bo dokładnie tak się stało.
O pierwszym trofeum zdobytym w roli kapitana
– Fantastyczne uczucie i fantastyczna sprawa. To mój trzeci Puchar Polski, ale pierwszy w takiej roli. Dziękuję chłopakom, całemu sztabowi za to, że daliśmy radę. Graliśmy dobry hokej, może niespektakularny, ale skuteczny i dojrzały. W tych dwóch meczach straciliśmy tylko jedną bramkę, więc w pełni zasłużyliśmy na to, aby wznieść ten puchar w górę.
O skutecznej grze w destrukcji i groźnych kontrach
– Wiedzieliśmy, że początek meczu, jak i początek każdej z tercji będzie niezwykle ważny. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Unia będzie zespołem nieobliczalnym, który będzie niesiony dopingiem publiczności.
Chcieliśmy skutecznie odpierać ataki oświęcimian, przeszkadzać im grać w hokeja i gdzieś szukać swoich szans. Mieliśmy też na uwadze to, że w tym meczu nie będziemy prowadzić gry, ale będziemy drużyną, która będzie musiała szukać okazji do kontr. Na szczęście takich się doczekaliśmy. Jean Dupuy, podobnie jak Alexandre Boivin przed Świętami Bożego Narodzenia, wykorzystał taki kontratak. Potrzebujemy wsparcia naszych obcokrajowców, zwłaszcza w takich sytuacjach i w takich momentach, gdy mecz jest wyrównany.
Potrzebujemy, żeby pokazali tą swoją klasę, pokazali to swoją różnicę, że potrafią znaleźć tę lukę, ten korytarz, żeby się uwolnić i tak się dziś stało. Pierwsze dwie bramki to fantastycznie rozegrania akcji. Drugi gol znakomite podanie sam na sam. Nic tylko ręce same składają się do oklasków.
O dobrze funkcjonujących przewagach
– To na pewno cieszy, bo te nasze przewagi z meczu z Katowicami były średnie, a w meczu z Unią zaczęły dobrze funkcjonować. Mieliśmy więcej spokoju na krążku w tercji i to przełożyło się też na skuteczność.
O golu straconym w końcówce
– Zgadza się, ale ciężko kogokolwiek winić za tę bramkę. Unia rzuciła się w pełni do ataku, my broniliśmy się na sto procent. Był strzał (Pawła Padakina – przyp. red.), Tomáš Fučík był zasłonięty i na 2,5 minuty przed końcem regulaminowego czasu gry zaczęły się emocje.
Grało się nam bardzo ciężko, bo ta nadzieja w rywalach narodziła się na nowo. Cieszymy się, że udało nam się ten wynik dociągnąć i zagrać dojrzały hokej.
O ofiarnej grze i wybronieniu podwójnej przewagi
– Tak, tymi dwoma wykluczeniami podaliśmy im rękę. Zawodnicy, którzy bronili osłabienia znów świetnie się spisali. Znów, bo w meczu z GieKSą również przyjęli na siebie sporo strzałów.
Nie wiem czy takie statystyki były prowadzone, ale zablokowaliśmy chyba z 20 uderzeń rywai, a nawet więcej. Widać było, jak bardzo chcieliśmy, a w przerwie po drugiej tercji nie było zawodnika, który by się nie obkładał lodem w szatni, którego by coś nie bolało, który nie byłby zszywany, który nie potrzebował jakieś pomocy fizjoterapeutów. Byłem więć dumny, że walczymy na sto procent i nikt się tutaj się nie oszczędzał.
Zawodnicy ofensywni też super grali w destrukcji, a gracze defensywni znakomicie podłączali się do akcji ofensywnych. Byliśmy drużyną.
O nieobecności tyskich kibiców
– Na początku była frustracja, bo kibice to też nasi przyjaciele, to też są nasze rodziny, które tutaj nie wejdą. Każdy z nas był z pewnością zdenerwowany, że w trakcie tak ważnego meczu nie możemy liczyć na ich wsparcie. Później ta frustracja przerodziła się w chęć udowodnienia, że pomimo tego jesteśmy w stanie wygrać ten mecz i coś udowodnić.
O tym, czy dłuższy czas na regenerację pomógł tyszanom
– Ciężko mi coś powiedzieć na ten temat. Trzeba zapytać chłopaków z Oświęcimia, czy przeszkodziło im to, że grali dzień po dniu. Nam na pewno to pomogło dobrze się zregenerować, mogliśmy odpocząć 24 godziny dłużej.
Z drugiej strony jakbyśmy przegrali, to byśmy pewnie mówili, że Unia wygrała, bo była w rytmie meczowym. Z perspektywy czasu okazało się, że było to dla nas pomocne.
Już powoli trzeba nastawiać głowę na rywalizację w fazie play-off. Mamy nadzieję, że konsekwencją zdobycia tego trofeum będzie dobry mental na nadchodzące play-offy.
O tym, co GKS musi jeszcze poprawić
– Wydaje mi się, że nadal mamy kilka niedociągnięć. GKS Tychy z grudnia i GKS Tychy z września, to dwie różne ekipy. Inna odpowiedzialność, spokój na lodzie, system gry i opanowanie.
Ale wydaje mi się, że do play-offów mamy kilka rzeczy do poprawy. To są detale, takie jak choćby gra w przewagach.
Notował i rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze