Tafla niczym ring
120 min kar, wizyta karetki pogotowia i policji po piątkowym meczu MMKS Podhale ze Stoczniowcem Gdańsk.
Już w trakcie spotkania kilka razy dochodziło to spięć między zawodnikami obu drużyn. Równo z końcową syreną tafla nowotarskiego lodowiska zamieniła się w ring.
W szamotaninie brali udział niemal wszyscy zawodnicy obu zespołów łącznie z bramkarzami. Zdaniem przyjezdnych prowodyrem całego zajścia był Jarosław Różański, który w ostatnich sekundach meczu ich zdaniem próbował z całych sił trafić krążkiem Arona Chmielewskiego. - Całe szczęście Aron jakim cudem zrobił unik. Gdyby nie zdążył to mogłoby dojść do tragedii, bowiem ten krążek leciał wprost w jego głowę. Nie wiem czy Różański chciał nastraszyć Arona czy go uszkodzić. Moim zdaniem nie było w tym żadnego przypadku, czego najlepiej dowiodą materiały video. Zawodnik Podhala doskonale wiedział gdzie celuje. W obronie Arona stanął Marek Wróbel, no i się później zaczęło - stwierdził kapitan Stoczniowca Wojciech Jankowski. Zarzuty te całkowicie odpiera Różański. - Stek bzdur i kłamstw - twierdzi gracz Podhala - Absolutnie nie było moim celem kogokolwiek ustrzelić czy nastraszyć. Po prostu wystrzeliłem krążek z własnej tercji a pech chciał, że akurat poszedł on w górę i poleciał w stronę boksu zespołu z Gdańska. Nieprawdziwe są zarzuty, że wszcząłem bójkę, okładając pięściami Chmielewskiego. Nie gram w hokeja od wczoraj i nie pozwolę sobie aby ktoś szkalował moje imię.
Emocję z tafli przeniosły się do holu prowadzącego do szatni. Tam również doszło do przepychanek z udzia-łem m.in. sztabu szkoleniowego Stoczniowca. - Zaraz po meczu jeden z zawodników Podhala uderzył mnie w głowę jak ciupagą, a drugi łopatką kija wymachiwał mi przed oczami. Nie wiem czym sobie na to zasłużyłem. Żeby tego było mało to schodzącego do szatni Wróbla zaatakował niczym bandyta ubrany po cywilnemu zawodnik Podhala, który wcześniej dostał karę meczu (Dutka przyp. MZ). To chuligaństwo! Szkoda, bo zawsze miałem szacunek do ludzi z Nowego Targu za to co zrobili i robią dla polskiego hokeja. Mam 60 lat i jeszcze czegoś takiego nie widziałem, a grałem na różnych lodowiskach świata - grzmiał na konferencji prasowej trener Stoczniowca Tadeusz Obłój. Zupełnie inną wersję zdarzeń, które miały miejsce w korytarzu przedstawia Dutka: - Jedyne co zrobiłem to stanąłem w obronie naszego kierownika, na którego naskoczyła trójka schodzących do szatni zawodników Stoczniowca. Rozdzielając ich zostałem sprowokowany i uderzony przez Wróbla. Zacząłem się po prostu bronić. Doszło między nami do przepychanki, ale na pewno nie zaatakowałem go od tyłu ani nie kopałem go leżącego o czym mówią niektórzy gracze Stoczniowca, jak przykładowo Jankowski, który w tym czasie był jeszcze na lodzie. Mam swoje zasady i swój honor. Nie pozwolę siebie nazywać bandytą czy chuliganem, bo nim nie jestem. Szkoda, że gdańszczanie nie potrafili zachować się jak mężczyźni i twarzą w twarz wyjaśnić między sobą to co zaszło. Jeżeli sprawa będzie miała dalszy tok, to na pewno będę dążył do prawdy - wyjaśnił kapitan Podhala, który chwilę po tych zajściach także trafił do szpitala z podejrzeniem złamania nosa.
Kilkanaście minut po całym zamieszaniu na nowotarskim lodowisku zjawiła się policja. - Zostało przyjęte zgłoszenie jednego z osób z kierownictwa klubu z Gdańska o uszkodzeniu ciała jednego z ich zawodników. Funkcjonariusze, którzy stawili się na miejscu wysłuchali obu stron. W najbliższym czasie będą prowadzone czynności wyjaśniające zaistniałe zdarzenie - oświadczył rzecznik prasowy nowotarskiej policji Roman Wolski.
W najbliższych dniach należy się także spodziewać decyzji Wydziału Gier i Dyscyplin Polskiego Związku Hokeja na Lodzie.
Maciej Zubek - Dziennik Polski
Komentarze