Hokej.net Logo

TKH ThyssenKrupp Energostal Toruń w sezonie zasadniczym

W minioną niedzielę zakończył się sezon zasadniczy w Polskiej Lidze Hokejowej. Jak mogliśmy się przekonać trzymał on w napięciu aż do samego końca. Emocje te fanom rodzimego hokeja w dużym stopniu dostarczała ekipa TKH TKE Toruń, która do ostatniego gwizdka walczyła o prawo gry o medale Mistrzostw Polski. Dziś, kiedy emocje związane z walka o wspomniany cel już nieco opadły można pokusić się o pierwsze analizy i podsumowania.

Sezon 2005/2006 w PLH rozpoczął się 9 września 2005 roku. Zawodnicy TKH zainaugurowali sezon meczem przed własną publicznością z, jak się później miało okazać, bezpośrednim rywalem w walce o awans do czołowej czwórki, czyli z Wojasem Podhale Nowy Targ. I choć toruńscy kibice oczekiwali tego spotkania z wielką obawą okazało się ze ich pupile potrafili się spiąć i rozpocząć sezon od wygranej, która miała być dobrą wróżbą na przyszłość. Obawy kibiców były związane przede wszystkim z tym, czy zawodnicy są odpowiednio przygotowani do nowego sezonu? Niestety w okresie przygotowawczym toruńskich graczy nie omijały liczne urazy i kontuzje. Z mniejszymi lub większymi dolegliwościami borykali się tacy uznani i znaczący hokeiści jak kapitan zespołu Robert Fraszko (nosił się nawet z zamiarem zakończenia kariery), Daniel Laszkiewicz ( Pęknięta kość śródstopia), Piotr Korczak ( bark), Jarosław Dołęga ( zerwane ścięgna w dłoni), Tomasz Wawrzkiewicz (uraz obojczyka na turnieju w Nowym Targu), czy w końcu Piotr Koseda (zwichnięte kolano). Dodatkowo ten ostatni oraz Arkadiusz Marmurowicz początkowo nie mogli uzyskać zgody Stoczniowca Gdańsk na grę w barwach TKH, a do gry weszli w zasadzie dopiero w połowie 2 rundy rozgrywek. Jeśli spojrzymy na te fakty z łatwością uda się na zrozumieć obawy toruńskiej publiki. Prócz tego toruńscy działacze i trenerzy nie mogli zdecydować się na konkretnych obcokrajowców, co sprawiło, że sparingi zamiast służyć zgraniu poszczególnych formacji, bardziej przypominały „casting” do zespołu.
Niestety obawy kibiców, mimo wygranej na inaugurację, okazały się słuszne. TKH w pierwszej rundzie zdołali uzbierać zaledwie 9 punktów, ponosząc sromotne porażki ze wszystkim zespołami z czołówki, czyli Cracovią, Unią, GKS Tychy, a także z rewelacyjnie spisującą się w początkowej fazie sezonu młodzieżą z Gdańska.
Toruńscy kibice pocieszali się, że z upływem czasu ich zespół zacznie grać coraz lepiej. Mieli do tego pełne prawo, gdyż znając warsztat szkoleniowy trenera Morawieckiego, zespół miał się rozkręcać z meczu na mecz, by pełnie swoich umiejętności pokazać w grudniu, styczniu, lutym i marcu, czyli w decydującej fazie rozgrywek. Jednak prawda okazała się brutalna. W drugiej rundzie Torunianie zdołali wygrać zaledwie jedno (!) spotkanie, trzy mecze zremisowali i tyleż samo razy zjeżdżali z lodu pokonani. Jeśli dodamy do tego kompromitujące zespół porażki w Sanoku (2:3) i Sosnowcu (4:5) to mamy pełny obraz tego jak w owym czasie prezentował się zespół. Niewiele lepiej było także w rundzie trzeciej, w której TKH zainkasowało 11 punktów.
Dodatkowo nie najlepiej działo się w samym klubie. Rozpoczęły się zupełnie niepotrzebne i niczemu niesłużące rozgrywki wewnątrz klubu. Kilku zawodników zagroziło odejściem z zespołu, doszło do zwolnienia kierownika zespołu, który cieszył się poparciem samych zawodników. Jakby tego było mało Danielowi Laszkiewiczowi udowodniono stosowanie (nieświadome) dopingu. Wszystko to spowodowało, że grunt zaczął palić się także pod nogami trenera Morawieckiego. W przerwie dla reprezentacji, jaka miała miejsce w połowie listopada działacze rozglądali się za jego następcą. Na szczęście Morawiecki (trener wg mnie bardzo dobry) otrzymał kolejną szansę.
Wspomniana przerwa reprezentacyjna okazała się dla Torunian bezcenna. Po powrocie do ligi zespół grał już zupełnie inaczej. Zawodnicy odzyskali dawną zadziorność i wolę walki a Tor-Tor znowu zaczął się wypełniać po brzegi. Dodatkowo poprawie uległa największa bolączka zespołu, czyli fatalna skuteczność. W czwartej rundzie TKH uzbierało 15 „oczek” wygrywając między innymi na lodowisku wielokrotnego mistrza Polski Unii Oświęcim.
Zwyżka formy zespołu znalazła swe odzwierciedlenie w finałowym turnieju o Puchar Polski. Torunianie w dramatycznych okolicznościach pokonali najpierw Unię, a w finale ( o dziwo pokazanym na żywo o TVP!!!) rozprawili się z Góralami z Nowego Targu. Niestety w tym okresie kontuzji nabawił się Tomasz Proszkiewicz, co rozbiło trenerowi Morawieckiemu jego pierwszy, najskuteczniejszy atak Dołęga – Proszkiewicz – Bomastek.
Po świątecznej przerwie zespoły powróciły do rywalizacji ligowej na początku stycznia. Do Torunia ponownie zawitali gracze Wojasa i tym razem to oni okazali się lepsi, wygrywając po dogrywce 3:2. W tym momencie różnica dzieląca oba walczące o czwartą lokatę zespoły oscylowała w granicach 5-7 punktów na korzyść Nowotarżan. Mimo tego gracze z miasta Kopernika nie załamywali się i nadal wierzyli w awans. Niestety w piątej rundzie nie sprostali aktualnym mistrzom z Tych a także polegli w hali „Olivia” w Gdańsku. W meczu tym mimo początkowego prowadzenia zespół tracił bramki w końcówkach 1 i 3 tercji. Dziś już wiemy jak bardzo istotne były te momenty dekoncentracji...
Mimo tych porażek rundę piątą można zapisać zespołowi na plus, gdyż zgromadził w niej 13 punktów.
Przed decydującą fazą rozgrywek sezonu zasadniczego stało się jasne, że dla realizacji upragnionego celu nie wystarczą „tylko” wygrane TKH. Trzeba było liczyć także na wpadki rywala z Nowego Targu. Jednak raz jeszcze potwierdziło się powiedzenie, „jeśli umiesz liczyć, licz na siebie”. Cóż z tego, że „stalowe pierniki” okazały się najskuteczniejszym zespołem tej rundy, zdobywając 18 punktów, skoro okazało się to niewystarczające. Punktów mogło być więcej, gdyby zespół potrafił utrzymać prowadzenie(4:0) w spotkaniu w Nowym Targu...

Jeśli chodzi o indywidualne osiągnięcia poszczególnych zawodników i ich wkład w wyniki drużyny to na plan pierwszy wysuwa się bramkarz, Tomasz Wawrzkiewicz, który swoimi interwencjami zjednał obie nie tylko szacunek kolegów z zespołu, ale także, a może przede wszystkim toruńskiej publiczności. Poza nim o sile zespołu w dużej mierz stanowił reprezentacyjny duet Dołęga – Proszkiewicz, którzy byli najskuteczniejszymi zawodnikami w punktacji kanadyjskiej TKH. Prócz nich należy także zaznaczyć duży wpływ na grę zespołu Milana Furo i Vadimsa Romanovskisa, a także objawienia sezonu w Toruniu, Piotrka Kosedy.

Tak w wielkim skrócie wyglądał sezon zasadniczy w wykonaniu Torunian. Zespół mimo złego początku rozgrywek pokazał, że tkwią w nim wielkie możliwości i w opinii wielu kibiców, nie tylko z Torunia, ich brak w play-offach to duża strata. Bo przecież drużyna, która w swych szeregach ma aż sześciu reprezentantów Polski (Wawrzkiewicz, Dołęga, Proszkiewicz, Koseda, Dąbkowski, Sokół) oraz zawodnika z szerokiej kadry Łotwy (Romanovskis) powinna grać o najwyższe cele, a nie walczyć o zachowanie ligowego bytu.
Wypada mi jednak wyrazić nadzieję, że mimo tego, iż drużyna nie zrealizowała stawianego im przed sezonem celu, nie odwrócą się od niej zarówno sponsorzy jak i jej kibice (choć znając toruński Klub Kibica można być o to spokojnym).



Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe