JKH GKS Jastrzębie po raz drugi w swojej historii zdobył Puchar Polski. Z pewnością nie byli to faworyci finałowego turnieju. Dla wielu zawodników drużyny spod czeskiej granicy było to pierwsze trofeum w karierze. Kilku z nich musiało przyjechać do Polski, żeby móc wreszcie poczuć smak triumfu.
Vladimír Lukáčik to jeden z głównych bohaterów sukcesu JKH GKS. W meczu półfinałowym z Tauronem KH GKS Katowice słowacki defensor zaliczył dwie asysty. Najpierw przy bramce kontaktowej, a następnie przy golu wyrównującym, który padł 135 sekund przed końcem trzeciej tercji. W decydującej rozgrywce dał o sobie znać kluczowym podaniem przy golu wygrywającym, który zapoczątkował kanonadę strzelecką hokeistów z Jastrzębia.
–Wczoraj mieliśmy trochę szczęścia w spotkaniu półfinałowym – powiedział Lukáčik zaraz po zakończonym finale. –Rzuty karne to zawsze loteria. Dzisiaj wynik faktycznie był dość wysoki, ale to wcale nie był łatwy mecz.
Pochodzący z Bratysławy zawodnik zdążył w swojej karierze grać w juniorskich rozgrywkach w ojczyźnie oraz w Rosji, a jako senior występował we francuskiej Ligue Magnus, a także na trzecim froncie szwedzkich rozgrywek ligowych (Division 1).
Co ciekawe, Lukáčik już po raz trzeci podjął grę w Jastrzębiu. Po raz pierwszy pojawił się w przygranicznej miejscowości w sezonie 2015/16, po czym wyjechał do Chamonix. Poprzednie rozgrywki znów spędził w JKH GKS, ale bieżącą kampanię rozpoczął w szwedzkim Väsby IK. Po powrocie ze Skandynawii zdążył zaliczyć dwa spotkania w jastrzębskiej drużynie, po czym udał się z nią do Tychów na finałowy turniej Pucharu Polski. Zakończył go swoim największym jak dotychczas sukcesem.
–Wracam tutaj zawsze chętnie – wyjawił Słowak. –Faktycznie to już mój trzeci raz w Jastrzębiu. Lubię ten klub i mam stąd blisko do domu, co jest dla mnie ważne.
Lukáčik wierzy w potencjał swojej nowej-starej drużyny, dowodzonej przez swojego rodaka Roberta Kalabera. Świeżo upieczeni zdobywcy Pucharu Polski mają chrapkę ostro „zamieszać” w decydujących momentach walki o mistrzostwo PHL.
–Nie wiadomo, co jeszcze uda nam się wywalczyć w tym sezonie – tajemniczo stwierdził Słowak. – Półfinałowy mecz z GKS-em Katowice pokazał, że można pokonać każdego.
Artiom Dubinin swój wkład w zdobycie pucharu podkreślił strzeleniem trzeciej bramki w finałowym spotkaniu z TatrySki Podhalem Nowy Targ, który pogrążył górali walczących o zdobycie kontaktowej bramki.
29-letni środkowy ataku przebrnął wszystkie najważniejsze szczeble rozgrywek w swojej ojczyźnie, poczynając od trzeciej ligi, poprzez drugą, a także młodzieżową odmianę KHL działającą pod nazwą MHL, zaplecze słynnej Kontynentalnej Ligi Hokejowej, czyli WHL, na tej najbardziej renomowanej kończąc. W KHL rozegrał 43 gry. Jednym z jego ostatnich przystanków była słowacka Tipsport Liga. Od tego sezonu zdecydował się na występy w PHL.
Historia nie potoczyła się jednak jak z bajki. W meczu z 21 listopada z najsłabszym zespołem w lidze, czyli Kadrą PZHL U23 Dubinin pozwolił sobie w końcówce spotkania na zupełnie niepotrzebny faul. Konsekwencją tego była bramka wyrównująca i utrata cennego punktu. Trener Kalaber zareagował natychmiastowo, odstawiając Rosjanina od składu na następny mecz.
–Dzisiaj pokazałem, że wiem na czym polega gra w hokeja – powiedział z nieukrywaną radością Rosjanin. –W klubie moja sytuacja jest dobra. Nie ma żadnego konfliktu. Wiem, że potrafię grać jeszcze lepiej i staram się ze wszystkich sił, żeby to udowadniać.
Dla blisko dwumetrowego „wieżowca” z Czkałowska zdobycie Pucharu Polski to największy sukces w dotychczasowej karierze, ale najczęściej karany zawodnik play-offów WHL poprzedniego sezonu przewiduje, że to nie musi być ostatnie trofeum, które udało mu się zdobyć w tej kampanii.
–To mój pierwszy puchar jaki zdobyłem w karierze – wyznał Dubinin. –Jak na razie to największy sukces, jaki odniosłem, ale poczekajmy na koniec play-offów, bo może się okazać, że jeszcze coś większego przyjdzie w tym sezonie. Dlatego z ocenami chciałbym się wstrzymać do zakończenia tej kampanii.
Rosjanin wytłumaczył skąd płynie jego przekonanie o tym, iż najlepsze dopiero może nadejść, a z argumentacją tego twardo grającego napastnika trudno się nie zgodzić.
–Półfinałowy pojedynek z liderem tabeli, katowickim GKS-em pokazał, że każde rozstrzygnięcie jest możliwe, kiedy gra toczy się o wysoką stawkę – wytłumaczył Dubinin. –Okazuje się, że w takich momentach nie ma mocnych. Bez znaczenia jest, kto ma jaką serię za sobą i co zrobił do tej pory. Jeśli pokazaliśmy w pucharze, że potrafimy wygrywać z najlepszymi, to tak samo może stać się w play-offach.
Ondřej Raszka, bramkarz JKH GKS i reprezentacji Polski to bardzo doświadczony zawodnik który grę w rodzimych Czechach i epizodzie w juniorskiej ekstraklasie Słowacji, zamienił na występy w PHL. Rozpoczął je już w sezonie 2010/11. Był zawodnikiem sześciu polskich klubów zanim trafił do Jastrzębia. Z żadnym jak dotychczas nie udało mu się jednak wywalczyć Pucharu Polski.
–Uczucie nie do opisania. To jest piękne. – powiedział „na gorąco” zaraz po końcowej syrenie meczu finałowego Raszka. –Fantastycznie, że udało nam się zdobyć ten puchar tym bardziej, że byliśmy traktowani jako outsider. Nikt nie liczył na naszą wygraną. My jednak wierzyliśmy i udało się.
Zawodnik rodem z Trzyńca, pomimo wysokiej wygranej w finałowej potyczce z Podhalem, docenił klasę rywala i zapewnił, że pojedynek z podopiecznymi Tomka Valtonena nie należał do łatwych.
–Oba mecze pucharowe były bardzo ciężkie – wyznał Raszka. –Pomimo wysokiego wyniku Podhale zagrało bardzo dobrze, walczyli z całych sił. Ten rezultat, który osiągnęliśmy nie oznacza, że to był łatwy mecz.
Czech z polskim paszportem zatrzymał wszystkie cztery najazdy katowickich zawodników w konkursie rzutów karnych kończących pojedynek półfinałowy. Natomiast w meczu decydującym o zdobyciu trofeum udanie interweniował przy 27 strzałach nowotarżan, nie dając się pokonać ani razu.
–„Czyste konto” zawsze cieszy, ale to jest praca całej drużyny – zauważył Raszka. –To nigdy nie jest zasługa samego bramkarza. Gdyby przed golkiperem nie było odpowiedniego wsparcia, to nie ma mowy o grze na zero. Sam bramkarz meczu nigdy nie wygra.
28-letni golkiper ma na koncie już sześć medali mistrzostw Polski (2 złote, 1 srebrny, 3 brązowe). W jego hierarchii wartości piątkowy triumf w Tychach zajmuje jednak najwyższe miejsce.
–To chyba największy sukces w mojej karierze, choć bardzo sobie cenię dwa brązowe medale z Podhalem–stwierdził Raszka.–Oczywiście mam też na koncie mistrzostwa Polski, ale nie dane mi było bronić w najważniejszych spotkaniach. Nie broniłem w meczach decydujących o tytule.
Czytaj także: