Najsmutniejszą twarzą zawodowego sportu od zawsze jest dla mnie oglądanie dawnego mistrza niepotrafiącego zejść ze sceny w odpowiednim momencie. Nie cierpię, kiedy niegdyś wielki sportowiec staje się cieniem samego siebie. Przykro patrzy się na Kobe Bryanta pudłującego kosz za koszem, jest mi żal kopiącego się po czole Wayne’a Rooneya, nie akceptuję rzeczywistości, w której Rafa Nadal męczy się z kontuzjami i odpada w pierwszych rundach, a Tomasz Gollob – absolutny wirtuoz motocykla – odchodzi w zapomnienie gdzieś na żużlowych peryferiach.