Zespół Florida Panthers obronił się przed porażką w finale Pucharu Stanleya, w którym prowadził już 3-0 i wygrywając ostatniej nocy mecz numer 7 sięgnął po najważniejsze trofeum hokejowego świata po raz pierwszy w historii.
"Pantery" wcześniej w tegorocznym finale 3 razy nie wykorzystały okazji do zdobycia pucharu i poważnie skomplikowały sobie sytuację, ale w meczu numer 7 przed własną publicznością w Amerant Bank Arenie w Sunrise miały ostatnią szansę na finałowe zwycięstwo i jej nie zmarnowały.
W przeciwieństwie do 3 poprzednich przegranych meczów, tym razem to podopieczni Paula Maurice'a pierwsi strzelili gola.
W 5. minucie Carter Verhaeghe stojąc tyłem do bramki idealnie dołożył w powietrzu kij do krążka wystrzelonego przez Evana Rodriguesa i zdobył gola niezwykle podobnego do tego, którego w 2015 roku jego były klubowy kolega z Tampa Bay Lightning Alex Killorn strzelił w finale Pucharu Stanleya z Chicago Blackhawks.
Ale prowadzenie gospodarzy potrwało tylko nieco ponad 2 minuty, bo już w 7. minucie Mattias Janmark Nylén dostał tuż przed linią niebieską otwierającą tercję obronną Panthers świetne długie podanie od Cody'ego Ceciego i pojechał sam na bramkę Siergieja Bobrowskiego, pokonując go po zwodzie.
Wynik 1:1 utrzymał się do 36. minuty, kiedy padł gol, który przejdzie do historii jako decydujący o pucharze Stanleya.
Chwilę po zmarnowaniu znakomitej okazji przez gości gospodarze wyprowadzili swoją akcję, a w niej Verhaeghe podał do Sama Reinharta, który pokonał Skinnera, wyprowadzając "Pantery" na 2:1.
Zespół z Florydy wygrał wszystkie 18 poprzednich meczów, w których prowadził po 2 tercjach w tej i w ubiegłorocznej fazie play-off i nie inaczej było tym razem.
Choć Oilers w trzeciej odsłonie mieli w próbach strzałów przewagę 20-7, a w celnych uderzeniach 9-4, to miejscowa drużyna przetrwała, wygrała mecz numer 7 finału 2:1, a całą finałową serię 4-3.
Jej bramkarz Siergiej Bobrowski obronił 23 z 24 strzałów rywali, a Reinhart, który w sezonie zasadniczym był w NHL numerem 2 zarówno pod względem liczby goli w ogóle (57), jak i trafień zwycięskich, strzelił na wagę zwycięstwa po raz 2. w tej fazie play-off.
Jego najważniejszy gol w karierze być może był ostatnim w barwach zespołu z Florydy, bo kończy mu się kontrakt, a Panthers mogą nie zmieścić pod limitem wynagrodzeń nowej umowy, która po znakomitym sezonie 28-latka zapewne nie będzie tania.
"Pantery" wygrały finał, mimo że w swoich przewagach strzeliły w nim mniej goli niż straciły. Podopieczni Paula Maurice'a tej nocy nie wykorzystali żadnej z 2 takich okazji, choć pierwszy gol padł chwilę po zakończeniu przewagi. W całej 7-meczowej serii zamienili na gola tylko 1 z 21 przewag, z kolei rywalom pozwolili zdobyć 2 gole, gdy ci mieli na lodzie mniej graczy.
Drużyna ze stanu Floryda po raz 3. w historii grała w finale. W 1996 roku przegrała z Colorado Avalanche 0-4, a przed rokiem uległa Vegas Golden Knights 1-4.
Okazało się, że do 3 razy sztuka, choć niewiele brakowało, by jako drugi zespół w historii NHL, a czwarty w historii hokeja, ekipa z Sunrise uległa w finale, w którym prowadziła 3-0. Nadal jednak jedynym takim finałem Pucharu Stanleya pozostaje ten z 1942 roku, w którym Detroit Red Wings nie zdołali zwyciężyć Toronto Maple Leafs, mimo że było już 3-0 dla nich.
Za trzecim podejściem finał wygrał także trener Maurice, który wcześniej przegrywał w 2002 roku prowadząc Carolina Hurricanes i rok temu z Panthers. Maurice zajmuje 2. miejsce pod względem liczby meczów w sezonach zasadniczych w roli pierwszego trenera (1 848) w historii NHL i właśnie przestał być trenerem z największą liczbą spotkań wśród tych, którzy nigdy nie sięgnęli po puchar Stanleya.
- To jest wspaniałe. Nigdy w swoim życiu nie przytuliłem tylu spoconych facetów i nie jestem przekonany, że kiedykolwiek jeszcze to zrobię - mówił chwilę po meczu 57-letni trener. - Nie jest tak, jak myślałem, że będzie. Jest o wiele lepiej.
Przed rokiem po przegranym finale musiał tłumaczyć dziennikarzom, z jakimi kontuzjami zmagał się jego zespół, na czele z pękniętym mostkiem Matthew Tkachuka, który wyeliminował tego ostatniego z decydującego meczu, choć sam Maurice zastrzegał wtedy, że nie były to wymówki.
Tym razem na swoich podopiecznych starał się skierować światła reflektorów.
- To nie moja zasługa. Przywództwo w tej szatni jest niewiarygodne. Ja nie prowadziłem tego autobusu przez 2 miesiące. To wszystko zawodnicy. I nie staram się być skromny. To dlatego kocham tutaj być. Mam do wykonania małą część tej pracy, ale ci ludzie są wyjątkowi - skomentował.
Oilers osiągnęli dużo jak na zespół, który 12 listopada, gdy przejmował go trener Kris Knoblauch, zajmował przedostatnie miejsce w ligowej tabeli. Od tego czasu do końca sezonu zasadniczego drużyna z Edmonton była najlepszą w NHL.
W fazie play-off grała najlepiej w przewagach i osłabieniach, 5 razy wygrała mecze mogące wyeliminować ją z rywalizacji, ale tego ostatniego nie zdołała.
Po raz kolejny więc puchar Stanleya nie wrócił do Kanady. Ostatnim mistrzem NHL z tego kraju pozostają triumfujący w 1993 roku Montréal Canadiens.
Connor McDavid, który w spotkaniach numer 4 i 5 finału zdobywał po 4 punkty, nie punktował w dwóch ostatnich meczach. O ile w piątek w wygranym 5:1 spotkaniu numer 6 nie miało to znaczenia, to w decydującym starciu jego punktów zabrakło. Tej nocy próbował strzelać na bramkę 6 razy, ale tylko 2 uderzenia poleciały w jej światło. Kapitan Oilers przegrał także 7 z 10 wznowień.
- Trudno jest złożyć serię 4 zwycięstw z rzędu przeciwko tak dobrej drużynie - powiedział po meczu. - Jestem dumny z tego, jak walczyliśmy przez cały sezon. Byliśmy właściwie od początku w trudnej sytuacji. Przeszliśmy przez wiele, przez wzloty i upadki, a byliśmy tak blisko.
W decydującym meczu nie punktowali też: najlepszy strzelec fazy play-off Zach Hyman, jej najskuteczniejszy obrońca Evan Bouchard ani Leon Draisaitl, który w całym finale nie zdobył gola.
McDavid i tak został jednak wybrany MVP play-offów. Zakończył je jako najskuteczniejszy gracz z dorobkiem 42 punktów - czwartym najlepszym w historii Pucharu Stanleya i z 34 asystami, czym pobił rekord Wayne'a Gretzky'ego.
Jest pierwszym zawodnikiem przegranej w finale drużyny, który otrzymał trofeum Conna Smythe'a dla najbardziej wartościowego gracza fazy play-off od 2003 roku, gdy w takich okolicznościach wyróżniony został bramkarz Mighty Ducks of Anaheim Jean-Sébastien Giguère.
Trofeum dla MVP play-off po meczu numer 7 finału w Sunrise zostało zaprezentowane przez komisarza NHL Gary'ego Bettmana, ale McDavid nie pojawił się na lodzie, by je odebrać.
Chwilę później Aleksander Barkov jako kapitan Florida Panthers wzniósł w górę puchar Stanleya i zaczęło się świętowanie graczy Panthers.
- To było nasze marzenie, a teraz to jest rzeczywistość - skomentował Fin.
Florida Panthers - Edmonton Oilers 2:1 (1:1, 1:0, 0:0)
1:0 Verhaeghe - Rodrigues - Lundell 4:27
1:1 Janmark Nylén - Ceci 6:44
2:1 Reinhart - Verhaeghe - Kulikow 35:11
Strzały: 21-24.
Minuty kar: 2-4.
Oczekiwane gole (xG): 1,63 - 2,32.
Widzów: 19 939.
Stan serii: 4-3. Puchar Stanleya dla Florida Panthers.
Skrót meczu:
Czytaj także: