Zdobycie choćby jednego punktu w tak silnie obsadzonym turnieju graniczyło z cudem - przekonuje olimpijczyk z Albertville.
Polscy hokeiści w finałowym turnieju kwalifikacji olimpijskiej zdobyli 6. goli, zaś stracili 16. i z Mińska wyjechaliśmy z zerowym kontem punktowym. O ocenę występów biało-czerwonych poprosiliśmy byłego reprezentanta kraju, olimpijczyka z Albertville, obecnie trenera.
- Zdobycie choćby jednego punktu w tak silnie obsadzonym turnieju graniczyło z cudem. Polska reprezentacja zaprezentowała się przyzwoicie, poza pierwszym spotkaniem ze Słowenią. Chyba się przestraszyliśmy rywala, popełnialiśmy karygodne błędy i w rezultacie lądowaliśmy niepotrzebnie w boksie kar. Nad tym trener Jacek Płachta musi mocno popracować. Chwała hokeistom, że awansowali do finału i mogli skonfrontować swoje umiejętności z zespołami, które występują w elicie. Jednocześnie turniej w Mińsku pokazał, ile nam brakuje do tego szczebla rozgrywek. Po Słowenii, w kolejnych meczach było zdecydowanie lepiej. Białorusinów zaskoczyliśmy dwoma golami, ale w końcu oni potrafili wykorzystać nasze osłabienie. Momentami pokazaliśmy, że potrafimy zamknąć rywali w ich tercji i tylko trzeba wykorzystywać sytuacje strzeleckie. Proszę jednak pamiętać, że jeszcze nie tak dawno byliśmy na trzecim szczeblu rozgrywek i rywalizowaliśmy z Holandią czy Rumunią, a teraz mierzymy się z zdecydowanie silniejszymi rywalami. W występie w Mińsku widzę więcej plusów niż minusów. Na pewno z tej surowej lekcji zawodnicy wyciągną wnioski. W takich meczach trzeba utrzymać konsekwencję oraz koncentrację od początku do końca. Z własnego doświadczenia wiem, jak jest trudno, ale idziemy we właściwym kierunku i to mnie cieszy. Mimo porażek nie rozdzierałbym szat i jestem optymistą przed kolejnymi występami międzynarodowymi.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Czytaj także:
