Nigdy nie wygrałem żadnego istotnego turnieju. Moja średnia puszczonych bramek w sezonie amatorskim wynosiła ponad 4 gole na mecz. Wygrałem kiedyś konkurs z fizyki, ale głównie dlatego, że napisałem wiersz, przy okazji otrzymując naganę za ujęcie w wierszu uwagi, że pani z fizyki nie jest już "pierwszej świeżości". Można więc śmiało powiedzieć, że o zdobywaniu najwyższych laurów wiem niewiele. W dalszym jednak ciągu zastanawiam się jak hokeistów Re-Plast Unii Oświęcim, GKS-u Katowice czy GKS Tychy jakkolwiek cieszą zdobywane kolejne Mistrzostwa Polski? Po cholerę te kluby są w polskiej lidze?
Panie, kup mnie Pan ten Puchar
Spójrzmy prawdzie w oczy. W naszym kraju najlepsze drużyny to po prostu najszczodrzej dotowane drużyny. Nie ma to absolutnie nic wspólnego z pokoleniami wychowanków, dobrą szkołą trenerską czy czymkolwiek innym. Największe przyznane pieniądze podatników plus wpływy z biletów i trochę prywatnego sponsoringu daje resztkę polskich zawodników, którzy grają na miarę tej ligi pomimo tego, jak są trenowani plus zagranicznych graczy, którzy nie mieli szans u siebie bądź ich druga lub trzecia liga nie płaci tyle, ile polska ekstraklasa.
Mając absolutnie blade pojęcie o THL i patrząc na nią wyłącznie jako świeżo upieczony obserwator ryzykuję tezę, że właśnie opisałem GKS Katowice, GKS Tychy i Unię Oświęcim. Oczywiście wymieniam teraz hegemonów ostatnich kilku sezonów, którzy nawet jeśli nie wygrywają ligi, to wszystko poza zwycięstwem jest absolutną klęską. Czy drugie miejsce zadowala tyszan lub katowiczan? Czy cokolwiek poza obroną tytułu ucieszy Unitów? Nie, bo w drużynach jest za dużo pieniędzy (jak na Polskę) i za dużo możliwości (jak na Polskę) by stało się inaczej. Jeśli nie wygramy złota przez kilka sezonów, to trzeba wywrócić drużynę do góry nogami, a jeśli wygramy drugi, trzeci raz z rzędu to drużyna sama się przewraca, bo ileż można cieszyć się z tego samego cały czas?
Tłuczenie kalekich kolegów jako sposób na MP
Niejednokrotnie pisałem o podziwie, jaki mam dla drużyn z dołu tabeli (czyli w sumie wszystkich drużyn poza wymienionymi trzema). KH Energa Toruń walczy medialnie jak lew próbując wszystkiego by zwrócić na siebie uwagę, pani prezes Przybysz wpieprza nam prawdę wprost między oczy, wskazując w jakich realiach jej sanocka ekipa musi starać się już nawet nie wygrywać, ale w ogóle zdobywać bramki. Ekipa z Sosnowca co sezon zadaje sobie pytanie czy będzie następny sezon, a Cracovia, zwłaszcza po odejściu Ś.P. Profesora Filipiaka może - wydaje się - zniknąć lada chwila.
Co w takim razie musi cieszyć kibica topowych drużyn? Unia wygrała już chyba 9 spotkań z rzędu. Kilka lat temu GieKSa zaliczyła ponad 20 triumfów, GKS Tychy od bardzo dawna jest walcem na naszym polskim poletku. Jestem przekonany, że lanie drużyny SMS, biednego jak mysz kościelna Naprzód Janów czy obecnie Sanoka musi być niesamowicie rozwijającym zajęciem dla hokeisty. Wypłata oczywiście nie boli, i nie mam najmniejszego zamiaru krytykować zawodników za to, że mają za to dobrze płacone. Niemniej, jakim cudem kibiców topowych ekip w ogóle obchodzą takie zwycięstwa? Mecze między Oświęcimiem, Katowicami i Tychami faktycznie powodują emocje, bo są tam realne szanse dla wszystkich. Tylko co polskiemu hokejowi daje tysięczne spotkanie między nimi w przerwach na spuszczanie łomotu pozostałym, którzy po prostu dostali mniej pieniędzy z miasta?
To co proponujesz?
Zdaję sobie sprawę, że to niemożliwe, ale byłoby na pewno dobre dla polskiego hokeja. Gdyby jednak było to wykonalne, ustawowo przeniósłbym te trzy ekipy za granicę – do ligi czeskiej, słowackiej czy niemieckiej. Po co? Ano po to, żeby podnieść poprzeczkę, dać powód do grania w tych ekipach poza finansami lepszymi niż w innych polskich zespołach i po prostu dla rozwoju. Załóżmy, że GieKSa dostaje się do czeskiej ekstraligi (tak, wiem). Doskonale rozumiem, że ciągłe przegrywanie bolałoby niesamowicie, ale zakładam że to dalej lepsze niż ustawiczne wygrywanie.
Kontakt z czeską szkołą szkoleniową (taką prawdziwą, nie wciskajcie mi kitu, że w Polsce już to jest, bo nie jest) i doświadczenie nie do zdobycia u boku "szrotu" zza granicy. Kilku zawodników szarpie się być może by na prywatnych treningach trener z Czech zwyczajnie nauczył ich jeździć na łyżwach, ktoś zdobywa kontakty, wreszcie ktoś wpada w oko trenera inne drużyny z dołu tabeli i tak się kręci (być może).
Polscy zawodnicy się rozwijają, być może któryś z naszych wysyła swojego dzieciaka – aspirującego bramkarza – do czeskiej szkoły i mamy szansę na golkipera z tłem, umiejętnościami i przyszłością? Być może paradoksalnie to mogłoby choć na moment proces naturalizowania zagranicznych bramkarzy po 30-tce żeby przedłużyć wiekową agonię reprezentacji?
Kolejna rzecz to reklama polskiego hokeja. Mówię tu o zaistnieniu w świadomości innych kibiców. Oczywiście, Czesi wiedzą że jest coś takiego jak liga w Polsce, ale gdzieś tam wewnętrznie czuję, że nie są mocno zainteresowani jej śledzeniem. Polska drużyna w czeskiej lidze powoduje mimowolne patrzenie na nią, a w razie jakichś zwycięstw, większe zainteresowanie tematem. Być może w którejś z nich znajdzie się zawodnik, na którego spojrzą skauci NHL, którzy przecież regularnie zjawiają się w Czechach, Słowacji czy Niemczech? Nawet w przypadku zamykania tabeli, gdzieś znajdzie się rodzynek, którym ktoś może się zainteresować. Nawet w przypadku zamykania tabeli, jest to o wiele lepsze dla hokeja, więc i dla nas kibiców, niż ustawiczne wygrywanie poprzez tłuczenie bezbronnych, bo bezpieniężnych oponentów.
Fajnie, a co z THL?
Z całą pewnością nie robi się dużo majętniej, ale na pewno zrobi się ciekawiej. Liga może i ma w okolicach sześciu ekip, ale tym razem trudno już wyłonić zwycięzcę. Liga "pokonanych", bo tak niestety trzeba ich nazywać przy trzech muszkieterach powyżej, nagle staje się kompetetywna, nagle zawodnicy chcą walczyć bo walczą o coś. Uwalmy jeszcze beznadziejny pomysł awansu całej ligi do play-off i przyznawania innego miejsca niż pierwsze i mamy ciekawą rywalizację. Kto wie, może nagle okaże się, że inne miasto zdecyduje się doinwestować nieco swoją ekipę skoro teraz ma ona jakiekolwiek szanse? Puchar dla Torunia lub Sosnowca w wyrównanym boju? Dużo większe starania umęczonego Sanoka czy zdziesiątkowanego Nowego Targu i mamy dobrą walkę.
Zauważeni zostaną zawodnicy, których obecnie się nie zauważa. Nagle możemy zobaczyć, jak fenomenalnym na polskie warunki golkiperem jest chociażby Mateusz Studziński czy jak na głowie staje Dominik Salama. Blask z Tychów, Katowic czy Oświęcimia nie oślepia już tak, by nie można było zobaczyć pozostałych ekip. Skoro liga jest zacięta i przez to ciekawsza, może inne miasta obudzą w sobie chęć posiadania ekipy na miarę THL? Być może w końcu okaże się, że stolica może finansowo podołać zadaniu i nie odstawać od reszty stawki?
Czy to wykonalne?
Zapewne nie. Nie ma też co udawać, że inne ligi nie maja problemów finansowych. Tak zwana "sama góra" mocno dba, byśmy przypadkiem się nie bogacili, a drużyny hokejowe nie są tu wyjątkiem. Jednak hokej w wydaniu naszych zachodnich i południowych sąsiadów zaje się trzymać mocno a kolejne transze zawodników w NHL mocno to potwierdzają. Wszystkie ekipy w Polsce tracą pieniądze, hokej nie jest dochodowym biznesem, więc może lepiej tracić je grając z lepszymi? Nie mam pojęcia czy tak było, ale jestem niemal pewien, że ktoś nad tym dumał, może nawet próbował to zrealizować.
Gratuluję każdej ekipie, która wygra ligę, ale smutne jest to, że wszyscy wiemy, że poza tymi trzema ekipami szans nie ma nikt, bo i mieć ich nie może. To nie jest obelga w stronę Jastrzębia czy Sosnowca, to po prostu realia. Mistrzostwo Polski zdobywa się na barkach drużyn ledwo zdolnych do jakiejkolwiek egzystencji, a nie walczących na mniej lub bardziej równych warunkach.
Czytaj także: