Rzadki błąd Martina Brodeura pozwolił New York Rangers objąć w meczu ze swoim największym rywalem, New Jersey Devils prowadzenie, którego Strażnicy nie oddali do końcowej syreny. Przed meczem minutą ciszy uczczono pamięć zmarłego w poniedziałek Alieksieja Czieriepanowa wybranego właśnie przez Rangers w ubiegłorocznym drafcie NHL.
W 7. minucie gry Brandon Dubinsky wjechał do tercji obronnej Diabłów i oddał silny strzał spod bandy. Krążek odbił się od kija obrońcy Devils, Johnny`ego Oduyi i po rękawicy Brodeura wtoczył się do siatki. Niezwykle ucieszyło to kibiców w Madison Square Garden, którzy zgotowali bramkarzowi rywali złośliwą owację, skandując "Marty! Marty!". Zadowolony był także trener Strażników, Tom Renney. - Nie widzimy takich jego błędów zbyt często, ale przyjmiemy je za każdym razem - mówił po spotkaniu. Rangers zdobyli później jecze 3 gole, a Devils byli w stanie odpowiedzieć tylko jednym. Niespodziewanym bohaterem meczu został Aaron Voros, który od początku sezonu znajduje się w bardzo dobrej formie. Zawodnik wybrany przez Devils z numerem 229 draftu 2001 zaliczył przeciwko drużynie, która go draftowała 2 gole i asystę. Dubinsky do wspomnianej bramki dołożył także dwie asysty, a 26 strzałów obronił Henrik Lundqvist, spisujący się znacznie lepiej od Brodeura.
- Tak już bywa - skomentował kapitan Diabłów, Jamie Langenbrunner. - Musimy grać najlepiej jak potrafimy, tak jak oni przeciwko nam. Ostatnio tego nie robiliśmy - zakończył Langenbrunner odnosząc się także do faktu, że w ubiegłym sezonie jego zespół przegrał ze Strażnikami aż 7 z 8 meczów. Rangers obronili w całym wczorajszym spotkaniu trzy osłabienia i w obecnym sezonie nie stracili ani jednego gola w takiej sytuacji, mimo 21 przewag rywali. Piąte zwycięstwo gospodarzy dało im identyczny start jak w sezonie 1983-84. Tak dobrego bilansu w pierwszych pięciu meczach New York Rangers od tego czasu nie mieli. Przed meczem chwilą ciszy uczczono pamięć Alieksieja Czieriepanowa, zmarłego wczoraj gracza wybranego przez Rangers w ubiegłorocznym drafcie. - Rozmawiając na ławce odnosiliśmy się do tego, że najbardziej honorowa rzecz jaką możemy zrobić to pracować ciężko dla tego młodego chłopaka - skomentował Tom Renney.
St. Louis Blues po pasjonującym meczu i rzutach karnych odnieśli zwycięstwo nad Toronto Maple Leafs psując kibicom w Toronto radość z kanadyjskiego święta Dziękczynienia. Klonowe Liście prowadziły po pierwszej tercji 3:0 i mało kto w Air Canada Centre wierzył, że miejscowi mogą jeszcze mecz przegrać. Tymczasem goście w ciągu pierwszych sześciu minut drugiej tercji zdobyli 3 gole i wyrównali. Jeszcze przed końcem tej części gry Niklas Hagman ponownie wyprowadził Maple Leafs na prowadzenie, ale w trzeciej tercji Paul Kariya wyrównał. Jako że więcej goli ani w tej tercji ani w dogrywce nie było, o wyniku przesądziły rzuty karne. W nich dla Blues trafili Andy McDonald i Brad Boyes, a dla "Leafs" tylko Nikołaj Kuliemin, w związku z czym 2 punkty pojechały do St. Louis. McDonald zaliczył także 2 asysty, a po golu i asyście zapisali Patrik Berglund i Paul Kariya.
Buffalo Sabres rozbili 7:1 New York Islanders. 2 gole zdobył Thomas Vanek, a po dwie asysty i bramkę zaliczyli Aleš Kotalík i Jason Pominville. Sam mecz przyćmiła nieco awantura z połowy drugiej tercji w której wzięli udział wszyscy obecni na lodzie gracze. Trener Lindy Ruff miał pretensje do sztabu trenerskiego Islanders, co natychmiast przypomniało sytuację z lutego 2007 roku, kiedy to właśnie Ruff został ukarany grzywną za wysłanie na lód w meczu z Ottawa Senators swoich najtwardszych graczy z poleceniem wywołania bójki. We wczorajszej awanturze podobnie jak wtedy wzięli udział m.in. Patrick Kaleta i Adam Mair, choć najbardziej aktywny w całej bójce był Craig Rivet, którego ciosy mocno odczuł Sean Bergenheim. Sędziowie nałożyli w sumie 150 minut kar, w tym 5 kar meczu, przez co mieli problemy z ustaleniem którzy gracze powinni udać się do szatni.
Montréal Canadiens pokonali na wyjeździe Philadelphia Flyers 5:3. Po golu i asyście zaliczyli Roman Hamrlík i Andriej Kosticyn, a zwycięską bramkę zdobył Robert Lang. O sukcesie "Habs" przesądziła świetna trzecia tercja wygrana 4:1. Flyers rozpoczęli sezon od dwóch porażek, a ich sytuacji nie poprawia fakt, że kolejne mecze rozegrają na wyjeździe - z Pittsburgh Penguins, Colorado Avalanche oraz San José Sharks.
Washington Capitals zupełnie zdominowali Vancouver Canucks wygrywając 5:1. O skali przewagi Stołecznych dobrze świadczy fakt, że pozwolili rywalom na oddanie zaledwie 10 strzałów, podczas gdy sami uderzali 35-krotnie. 2 gole zdobył Aleksander Siomin, a bramkę z rzutu karnego strzelił Michael Nylander, który także dwukrotnie asystował. Po raz drugi w pierwszych trzech meczach sezonu punktu nie zdobył Aleksander Owieczkin. Setne zwycięstwo w karierze odniósł bramkarz Capitals, Brent Johnson, natomiast jego odpowiednik w barwach Canucks Roberto Luongo po wpuszczeniu pięciu goli nie wyszedł na trzecią tercję.
Bohaterami Detroit Red Wings nie po raz pierwszy byli Szwedzi, którzy zdobyli wszystkie gole wygranego 3:1 meczu z Carolina Hurricanes. Cama Warda pokonali kolejno Nicklas Lidström, Tomas Holmström oraz Henrik Zetterberg. Dwukrotnie asystował Brian Rafalski, a 27 strzałów obronił Ty Conklin. Honorowe trafienie dla Huraganów było dziełem Joe Corvo.
Nashville Predators po rzutach karnych wygrali 3:2 z Chicago Blackhawks. Karne dla zwycięzców wykorzystali Rich Peverley i Jean-Pierre Dumont - obaj trafili między parkanami Cristobala Hueta, co - jak przyznał trener Barry Trotz - wynikało z analizy sposobu bronienia bramkarza Blackhawks. Karnych Chicago nie zdołali wykorzystać ani Patrick Kane ani Martin Havlat. Ten ostatni zaliczył za to gola i asystę w regulaminowym czasie gry.
Jarosław Grabowski
Hokej.Net
Czytaj także: