Hokej.net Logo

Polacy wywalczyli przepustkę na IO! Ale nie pojechali. Tak zdecydowali działacze

Polacy podczas Mistrzostw Świata w 1966 roku. Od góry stoją: Karol Fonfara, Andrzej Fonfara, Żurawski, Birula, Białynicki, Komorski, Stefaniak, Kurek, Zawada, Góralczyk, Reguła, Goszłyta oraz klęczą Kosyl, Wilczek, Wiśniewski, Szlapa oraz Kilanowicz.
Polacy podczas Mistrzostw Świata w 1966 roku. Od góry stoją: Karol Fonfara, Andrzej Fonfara, Żurawski, Birula, Białynicki, Komorski, Stefaniak, Kurek, Zawada, Góralczyk, Reguła, Goszłyta oraz klęczą Kosyl, Wilczek, Wiśniewski, Szlapa oraz Kilanowicz.

W 1967 roku polscy hokeiści z łatwością wywalczyli przepustkę na turniej olimpijski, który rok później rozegrano u podnóża francuskich Alp. Działacze zdecydowali jednak, po kilku miesiącach dyskusji, że biało-czerwonych na igrzyskach zabrakło.

Hokejowa reprezentacja Polski trzynaście razy wystąpiła na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Jeśli chodzi o gry zespołowe, to nawet siatkarze nie zanotowali tylu startów, choć warto pamiętać, że o ile hokej na lodzie dyscypliną olimpijską został już w 1920 roku - pierwszy turniej rozegrano podczas zmagań letnich w Antwerpii - o tyle siatkówka do olimpijskiej rodziny dołączyła w 1964 roku. Biało-czerwonych hokeistów zabrakło wprawdzie na pierwszych ZIO, na których polscy sportowcy wystartowali - w 1924 roku w Chamonix - a powód był prozaiczny. Nie istniał wówczas ani PZHL, ani też reprezentacja, która pierwszy mecz rozegrała dwa lata później.

Ale w 1928, 1932 i 1936 roku Polacy na igrzyskach już wystąpili. Trzy przedwojenne starty to kolejny rekord wśród gier zespołowych, bo piłkarze zagrali w letnich zmaganiach dwukrotnie – w 1924 i 1936 roku, a raz - w Berlinie - w rywalizacji olimpijskiej udział wzięli koszykarze. Nasi hokeiści byli również pierwszymi polskimi specjalistami od gier drużynowych, którzy w olimpijskie szranki stanęli po II wojnie światowej. Zdołaliśmy bowiem wysłać reprezentację już na turniej do Sankt Moritz w 1948 roku. Na letnich igrzyskach, w tym samym roku w Londynie, nie było ani piłkarzy, ani koszykarzy, ani waterpolistów, ani też hokeistów na trawie. Takie wówczas turnieje rozgrywano na IO.

Biało-czerwoni zagrali następnie na ZIO w 1952 w Oslo i cztery lata później w Cortina d'Ampezzo. Zabrakło Polaków w 1960 roku w Squaw Valley, a o braku startu w tamtym turnieju zadecydowały zbyt wysokie koszty wyjazdu licznej drużny za ocean. Zespół wrócił do olimpijskiej rywalizacji w 1964 roku w Innsbrucku, a następnie – podczas mistrzostw świat w 1967 – z łatwością wywalczył sobie przepustkę do startu w Grenoble. W tym francuskim mieście u podnóża Alp zorganizowano Zimowe Igrzyska X Olimpiady... bez udziału reprezentacji Polski.

Awans wywalczony w cuglach

Wróćmy na chwilę do mistrzostw świata, które w 1967 odbyły się w Austrii. Biało-czerwoni, którzy rok wcześniej spadli z grupy A podczas turnieju w jugosłowiańskiej Lublanie, bardzo dobrze zaprezentowali się w zmaganiach grupy B. Osiągnęli następujące wyniki: 3:1 z Norwegią, 3:3 z Jugosławią, 7:3 z Węgrami, 7:1 ze Szwajcarią, 3:3 z Rumunią, 2:0 z Włochami i 7:2 z Austrią. Wygrali zatem 5 spotkań, 2 zremisowali i zajęli pierwsze miejsce, wyprzedzając lepszym bilansem bramek Rumunów. Taki rezultat oznaczał awans do grupy A, ale z promocji nasi hokeiści cieszyli się bardzo krótko.

Już po turnieju zdecydowano bowiem zmienić zasady gry! Otóż na wniosek legendarnego Anatolija Tarasowa, słynnego radzieckiego trenera, IIHF postanowiła o zmniejszeniu grupy A z 8 do 6 zespołów. To nie było w porządku względem Polaków i Rumunów, bo to te dwa zespoły miały na turnieju w 1969 roku zastąpić obie reprezentacje niemieckie, które w Wiedniu spadły z grupy A.

Nie miała jednak decyzja podjęta przy zielonym stoliku żadnego wpływu na to, które zespoły wywalczyły olimpijski awans. Do startu w IO zakwalifikowano bowiem wszystkie 8 zespołów z grupy A (ZSRR, Szwecja, Kanada, Czechosłowacja, USA, Finlandia, NRD i RFN), 6 drużyn z grupy B (Polska, Rumunia, Norwegia, Jugosławia, Włochy i Austria), a także najlepszy zespół grupy C, czyli Japonię oraz gospodarzy turnieju – Francuzów. Wszystko zatem wyglądało bardzo logicznie i nasz zespół pewnie wystartowałby na igrzyskach, gdyby nie wtrącili się we wszystko nasi ulubieni działacze.

Dziewiąte miejsce to za słabo

Jeszcze wiosną 1967 roku, po mistrzostwach świata w Wiedniu, zaczęto pogadywać o sensie wysyłania hokeistów na turniej olimpijski, co z perspektywy czasu wydaje się czymś zupełnie nie do pomyślenia. Wspominano 1964 roku i turniej w Innsbrucku, gdzie przegrywając pechowo 1:2 w meczu kwalifikacyjnym z połączoną reprezentacją Niemiec, występującą pod wspólną flagą, Polacy znaleźli się tylko w grupie pocieszenia, którą - co ciekawe - wygrali zajmując 9. miejsce w turnieju. Ale dla działaczy taki wynik był zbyt słaby. Podobnie, jak wspomniany spadek z grupy A, który nasz zespół zanotował w 1966 roku, przegrywając na MŚ w Jugosławii wszystkie siedem meczów.

Obawiano się w związku z powyższym, że występ w Grenoble i konfrontacja z najlepszymi znów zakończy się klęską. Dodatkowo zajęto stanowisko, że reprezentacja Polski wymaga odmłodzenia i ryzyko wysokich porażek z najmożniejszymi hokejowego świata jeszcze wzrasta. Dyskusja, w której uczestniczył Polski Komitet Olimpijski, Polski Związek Hokeja na Lodzie, a także Rada Sportu Głównego Komitetu Kultury Fizycznej, trwała przez kilka miesięcy. Najpierw, w kwietniu, poinformowano, że polskiej reprezentacji na igrzyskach w Grenoble zabraknie

Zwrot akcji we wrześniu. Stwierdzono, że hokeiści jednak do Grenoble pojadą! A z kadrowiczów, trenowanych przez Zdzisława Masełkę i Mariana Jeżaka, zdjęto nawet miary, by uszyć efektowne, olimpijskie kożuchy. Pod koniec listopada biało-czerwoni udali się do ZSRR na turniej z okazji 50-lecia powstania Związku Radzieckiego i – jak pisał „Przegląd Sportowy” - pojechali tam na pożarcie. Mieli bowiem zmierzyć się - na lodowiskach Moskwy, Leningradu i Woskriesienska - z dwiema reprezentacjami gospodarzy, obiema równie silnymi, dwiema reprezentacjami Czechosłowacji, a także drugą reprezentacją Kanady, którą nazywano również w mediach reprezentacją „Kanady Zachodniej”.

Przegrywaliśmy z medalistami

„Kto wie, czy ten zimny prysznic na dwa miesiące przed Igrzyskami w Grenoble nie zrobi dobrze. Nikt nie spodziewa sie od naszej drużyny zwycięstw w tym towarzystwie, a więc jest okazja do spokojnego przećwiczenia zadań szkoleniowych, szczególnie w zakresie obrony, która, jak wiemy, jest naszą słabą stroną.” – pisał na łamach „PS” red. Witold Domański.

Polacy w Związku Radzieckim rzeczywiście zdziałali niewiele. Z pierwszą drużyną czechosłowacką przegraliśmy 1:9, a z ekipą kanadyjską 3:5 i po tym meczu nasz zespół był chwalony. Drugiej drużynie czechosłowackiej, która nie była słabsza, jak się później okazało, od pierwszej, ulegliśmy 0:7, pierwszej drużynie radzieckiej 1:6, a drugiej 1:13. Wyniki rzeczywiście nie napawały optymizmem przed olimpijską rywalizacją w Grenoble, ale do takich rozstrzygnięć w meczach z wymienionymi rywalami zdążyliśmy się już przyzwyczaić. W końcu obie ekipy jechały na igrzyska olimpijskie z myślą rywalizacji o najwyższe cele. Uprzedzając fakty już możemy napisać, że Związek Radziecki wywalczył złoto, a Czechosłowacja stanęła na drugim stopniu podium.

Czy wysokie porażki w zakończonym na początku grudnia 1967 roku zdecydowały o nie wysłaniu hokeistów na ZIO do Grenoble? Na pewno powyższe rezultaty dały paliwo tym, którzy wyjazdowi zespołu do Francji byli przeciwni. Na 12 grudnia 1967 roku w Warszawie wyznaczono nadzwyczajne plenarne zebranie Polskiego Komitetu Olimpijskiego i to właśnie na nim przesądzono o losach drużyny hokejowej. Sprawę tę bogato na łamach „PS” opisał red. Lech Cergowski.

Nie mamy zespołu”

„W ciągu 4 lat PKOl na próżno zabiegał, aby związek (PZHL – przyp. red.) stworzył drużynę reprezentacyjną z prawdziwego zdarzenia. Nadmiernie rozbudowany system rozgrywek ligowych obniżył poziom szkolenia, na które praktycznie nie było czasu. Wytworzyła się podobna sytuacja, jaką obserwujemy w piłce nożnej. Wszelkie inicjatywy zespołu szkoleniowego PKOl nie znalazły niestety uznania władz hokejowych (a właściwie klubów), nie przyniosły także rezultatu próby znalezienia wspólnego języka jeszcze w tym roku. Trzeba zatem otwarcie powiedzieć, że nie posiadamy zespołu, który można pokazać na lodowisku olimpijskim bez ewentualności narażania się na kompromitację.” – pisał największy polski dziennik sportowy.

„Warunkiem wyjazdu do Grenoble nie musi być koniecznie możliwość zajęcia lokaty punktowanej. Ale m.in. warunkiem jest rzetelna praca i godna postawa reprezentanta Polski, a takiej postawy hokeistów trudno się niestety dopatrzeć.” – czytamy w tekście red. Cergowskiego

Po podsumowaniu dyskusji przez W. Reczka (prezesa PKOl – przyp. red.) w głosowaniu tylko czterech członków zebrania wypowiedziało się za udziałem hokeja w turnieju Olimpijskim. Dyskusja była jednak bardzo pożyteczna, bo pozwoliła na sprecyzowanie błędów w dotychczasowej działalności PZHL, jak również wykazała niedostatek pomocy udzielanej związkowi przez PKOl.” – jak doskonale widać działacze Polskiego Komitetu Olimpijskiego w osobie dziennikarza „PS” mieli swojego stronnika.

Różne wersje wydarzeń

W żadnym miejscu bowiem nie wyjaśniono, co dokładnie oznaczają stwierdzenia, że inicjatywy PKOl nie znalazły uznania władz, a właściwie klubów. Że u hokeistów brakuje rzetelnej pracy i trudno u nich dopatrzeć się postawy godnej reprezentanta Polski, czy też, że związek wykazał niedostatek pomocy udzielanej PKOl. Niespełna tydzień później reprezentanci, zawiedzeni decyzją PKOl-u, zmierzyli się w kraju w dwóch meczach towarzyskich z NRD. Przegrali 1:3 w Warszawie i 0:3 w Poznaniu, gdzie właśnie otwarto szesnaste zadaszone lodowisko w Polsce.

Co ciekawe w książce "Śladem hokejowego krążka", wydanej w 1976 roku, Witold Domański przedstawia nieco inną wersję wydarzeń. Pisząc, że o nie wysłaniu hokeistów na ZIO zadecydowano już w 1968 roku, po styczniowych sparingach w Norwegii (3:3 i 1:4), a także w NRD (4:3 i 4:5). Dziwne, bo ten sam dziennikarz o starciach w Sarpsborgu i w Oslo pisał, że pojechała na nie odmłodzona reprezentacja Polski, bez kilku podstawowych gracze, a od wyników tych meczów olimpijski start uzależniali... Norwegowie!

A jeszcze większy klops dotyczy meczów z NRD. Otóż oba spotkania zostały rozegrane faktycznie w 1968 roku w Berlinie i Karl-Marx-Stadt (dzisiejsze Chemintz) i skończyły się wymienionymi rezultatami. Sęk jednak w tym, że miały miejsce w... październiku, czyli 8 miesięcy po igrzyskach w Grenoble! To kolejny dowód na to, że w historii naszej ulubionej dyscypliny wiele mamy luk i niejasności. Również red. Domański tekst z końcówki stycznia 1968 r., w którym analizował zaistniałą sytuację, zatytułował "Pytania bez odpowiedzi". Ileż artykułów o polskim hokeju moglibyśmy zatytułować w ten sposób?

Na rozgrywkach pomiędzy PKOl-em, a PZHL-em najbardziej ucierpieli oczywiście sami zawodnicy. Niektórzy z nich bezpowrotnie utracili bowiem szansę na olimpijski występ. Jednym z nich był Włodzimierz Komorski, dziadek obecnego reprezentanta naszego kraju, Filipa, który w latach 1966-71 pięć razy bronił barw naszego kraju na MŚ, a nigdy nie zagrał w turnieju olimpijskim. Na którym Polacy raczej nie byliby chłopcami do bicia. W rundzie kwalifikacyjnej, która decydowała o tym, że turniej kontynuowało się w grupie medalowej, czy też w grupie pocieszenia, mieliśmy zmierzyć się z RFN-em. I choć nie bylibyśmy faworytem tego meczu, to też nie stalibyśmy na straconej pozycji. A nawet jeśli Polakom przyszłoby grać o miejsca 9-14 (Włosi, podobnie, jak my ze startu zrezygnowali), to 9. lokata na turnieju olimpijskim nie byłaby tragedią. Dziś takie miejsce przyjęlibyśmy euforycznie.

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 4

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
Lista komentarzy
  • J_Ruutu
    2025-11-11 13:40:40

    "grafika wygenerowana przez AI" - kretyńska zresztą jak zwykle.
    Czy dodanie po prostu paru zdjęć związanych z tematem artykułu to zadanie ponad wasze siły? Musicie się posiłkować takimi g....mi obrazkami?

  • kijek od szczotki
    2025-11-11 14:31:09

    Jeśli już prezentujecie flagę z godłem, to godło powinno być w całości na białym polu, a nie na środku. Wasz agent AI tego nie wie?

  • narut
    2025-11-11 17:38:18

    przede wszystkim dzięki Redaktorowi, za kolejny bardzo dobry, cenny artykuł przybliżający kawał ciekawej historii naszego hokeja, no a te grafiki to kwestia tutaj marginalna i II rzędna (margines), widzę, że już zresztą skorygowana.. natomiast jak mawiał Filozof - złymi świadkami są oczy ludzi którzy mają dusze...

  • J_Ruutu
    2025-11-11 18:34:43

    No proszę, grafika AI zniknęła. I tego się trzymajcie na przyszłość.

© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe