Zawodnicy, którzy wybrali grę w KHL mimo wojny prowadzonej przez Rosję w Ukrainie, mogą mieć w przyszłości problem z występami w ojczyźnie. Wielu dyrektorów sportowych i trenerów wyklucza możliwość ich zatrudnienia.
Sześciu szwedzkich hokeistów występuje w tym sezonie w lidze KHL. Adam Almqvist, Fredrik Claesson, Jakob Lilja, Johan Mattsson, Robin Press i Adam Reideborn wykluczyli się tym samym z możliwości gry w reprezentacji, bo Szwedzki Związek Hokeja na Lodzie zdecydował, że hokeiści KHL w kadrze grać nie będą.
Okazuje się jednak, że w przyszłości będa mieli utrudniony także powrót do gry w klubach w swojej ojczyźnie. Dyrektorzy sportowi i trenerzy szwedzkich zespołów dość jednoznacznie odrzucają możliwość zatrudniania tych graczy w kolejnych latach.
- W tej chwili żaden z tych zawodników nie jest w naszej sferze zainteresowań, więc łatwo być kategorycznym, ale postawili się w bardzo trudnej moralnie sytuacji - mówi dyrektor sportowy mistrza Szwecji i rywala Cracovii z Hokejowej Ligi Mistrzów, Färjestad Karlstad Rickard Wallin w rozmowie z dziennikiem "Aftonbladet". - Nie mogę mówić za cały klub, bo nie zajęliśmy oficjalnego stanowiska, ale osobiście uważam, że absolutnie nie powinno się brać takiego chłopaka.
- W obecnej sytuacji nie ma tematu ściągania zawodników, którzy podpisali kontrakty w KHL po wybuchu wojny - wtóruje mu dyrektor sportowy Luleå HF Stefan Nilsson.
To nie jedyne tego typu głosy.
- Nie jestem pod wrażeniem decyzji podjętych przez tych zawodników w tej sytuacji. Mam przekonanie, że wszyscy mogli znaleźć dobrą pracę w miejscach innych niż Rosja - mówi dyrektor sportowy Växjö Lakers Henrik Evertsson.
SHL jest uważana za najsilniejszą w Europie ligę po KHL, ale wygląda na to, że w przypadku odejścia szwedzkich hokeistów z klubów rosyjskich, w ojczyźnie ani działacze ani trenerzy nie będą na nich czekali z otwartymi ramionami.
Mocnych słów pod ich adresem użył niedawno prowadzący drużynę Örebro HK Niklas Eriksson, który bardzo aktywnie udziela się w mediach społecznościowych w tematach społecznych i politycznych, w tym mocno krytycznie wyrażając się o Władimirze Putinie.
- To jest kompletnie niewyobrażalne i bardzo dziwne, że można to robić - powiedział w rozmowie z "Aftonbladet" o podpisywaniu kontraktów w KHL po wybuchu wojny. - Robią to z krwią na rękach i powinni to rozumieć. To jest dyktator, który morduje ludzi, morduje dzieci, a wszyscy wiedzą, że jego oknem wystawowym jest KHL. Nie da się tego obronić. Myślę, że to absolutnie właściwe, że są wykluczeni ze szwedzkiego hokeja.
Podobnego zdania jest trener zespołu IK Oskarshamn Martin Filander.
- Chodzi o podstawowe wartości. Gdyby dyrektor sportowy mnie zapytał, to powiedziałbym, że nie chcę takiego zawodnika. Ale on jest moim szefem, więc gdyby chciał to przeforsować, to postawiłbym tę kwestię zarządowi klubu na zasadzie: za czym się opowiadamy, jakie mamy wartości i czy to jest tego warte - mówi Filander.
O to, że dyrektor sportowy zmusi go do wzięcia do drużyny zawodnika, który podpisał kontrakt w KHL po rozpoczęciu przez Rosję wojny, Filander nie musi się jednak martwić.
- Dla mnie to jest moralna decyzja. Nigdy bym takiego zawodnika nie zatrudnił - mówi bowiem Thomas Fröberg, który w klubie z Oskarshamn pełni właśnie funkcję dyrektora sportowego.
Zawodników, którzy wybrali rosyjskie pieniądze krytykują także byli hokeiści.
- Kiedy popatrzymy na Czechy i Finlandię, to jest w KHL jeden zawodnik z Finlandii i żadnego z Czech. Z czysto historycznych powodów rozumiem, że im jest bliższa odmowa gry w Rosji. Myślę, że my w Szwecji mamy pewien problem z tym, że nie mamy tego samego poczucia, które te kraje mają historycznie - powiedział ostatnio na antenie telewizji "C More" były bramkarz, a obecnie ekspert hokejowy Petter Rönnqvist. - Szwedzcy hokeiści patrzą tylko na swoje zyski finansowe, myślą egocentrycznie. Czysto moralnie jest oczywiste, że powinno się odmówić.
Podobnego zdania jest mistrz świata z 1998 roku Johan Tornberg, który uważa, że dla zawodników, którzy w obecnej sytuacji wybrali grę w Rosji, nie powinno być w przyszłości miejsca w szwedzkich klubach.
- Nie rozumiem, co oni myślą. Że wrócą i powiedzą "postanowiłem opuścić Rosję i wracam do Szwecji"? Nie widzę tego, żeby jakiś dyrektor sportowy powiedział "Witaj! Witamy w Luleå, witamy w Ängelholm", i tak dalej. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby któryś klub dał taką możliwość, czy, że w ogóle będzie się kontaktował z takim zawodnikiem - mówi Tornberg.
Sami zawodnicy w różny sposób tłumaczą swoje decyzje o wyborze klubów w KHL. Jakob Lilja, który przed sezonem przeniósł się z Barysu Nur-Sułtan do Dynama Moskwa, mówił w sierpniu, że kontrakt podpisał jeszcze w lutym, przed wybuchem wojny i choć po jej rozpoczęciu chciał odejść, to nie stać go na wykupienie umowy. Według jego słów kosztowałoby to więcej niż zarobił za cały zeszły sezon w Kazachstanie.
- Mówiłem bardzo wyraźnie, że chcę rozwiązać umowę, ale mnie samego nie stać na spłacenie klubu. Była szansa odejść, bo próował mnie wykupić klub ze Szwajcarii. Również Malmö i Linköping próbowały - mówił. - Ja po prostu nie mam takich pieniędzy.
Robin Press wydaje się z kolei znacznie bardziej zadowolony z gry w KHL. Po zeszłym sezonie w Siewierstali Czerepowiec, latem przedłużył kontrakt z tym klubem.
- Podobało mi się w zeszłym sezonie w KHL, więc pomyślałem, że gra w tej lidze to dla mnie dobra możliwość - mówił na początku września, cytowany przez rosyjski portal "RB Sport". - Podoba mi się w Siewierstali, więc zdecydowałem się zostać i tu grać.
Czytaj także: