Jordie Benn postanowił powiesić łyżwy na kołku. W hokeja grał przez ponad dwie dekady.
Kanadyjczyk w zeszłym sezonie został mistrzem Szwecji i uznał, że to dobry moment, by postawić kropkę nad "i" swojej zawodowej hokejowej kariery. W ciągu ponad dwudziestu lat, jakie spędził na lodowiskach lig AHL, NHL, a wcześniej kilku juniorskich, zdobył w sumie 90 bramek i 316 asyst w 1166 rozegranych meczach. Poza Ameryką Północną grał w rozgrywkach o Puchar Spenglera oraz na zapleczu szwedzkiej ekstraligi, którą w zeszłym sezonie wygrał.
– Nie ukrywam, to dziwne uczucie wiedzieć, że nie czeka mnie wyjazd na obóz treningowy, ale podjąłem taką a nie inną decyzję i co mogę powiedzieć; co się do tego czasu wybawiłem, to moje! – śmieje się w wywiadzie dla portalu checknews.ca urodzony w Victorii w Kolumbii Brytyjskiej były już zawodnik.
– Uwielbialiśmy z bratem grę w hokeja, jeśli akurat nie było nas na lodowisku, to strzelaliśmy do bramki ustawionej w garażu. Nie wyobrażaliśmy sobie życia bez tego sportu – wspomina.
Benn nigdy nie był draftowanym zawodnikiem, a pierwszy w pełni profesjonalny kontrakt podpisał w 2008 roku z występującym w lidze ECHL klubem Victoria Salmon Kings.
– Chciałem grać zawodowo, ale zależało mi na tym, żeby jednak nie oddalać się zbytnio od domu. Dopiero, gdy mój brat Jamie wyjechał grać do Teksasu, poczułem, że może faktycznie warto nieco poszerzyć swoje hokejowe terytorium. Wylądowałem z bratem w Dallas.
– Ojciec zawsze mi powtarzał, że i tak będę pracował do końca życia, więc dopóki moja praca jest dla mnie formą zabawy, jeśli mi się to podoba, jeżeli to lubię, to powinienem robić to jak najdłużej i wyciągnąć z tego dla siebie jak najwięcej. I nigdy nie wolno mi się poddawać. Zastosowałem się do tej rady w stu procentach.
W 2017 roku Jordie trafił do Montrealu, a stamtąd później jeszcze do Vancouver Canucks, Winnipeg Jets, Minnesoty Wild i Toronto Maple Leafs, by w końcu sezon 2023/24 rozegrać w Szwecji w klubie Brynas IF. W sumie w NHL wyjechał na lód 607 razy i w najlepszej lidze świata zdobył 26 bramek oraz zanotował 137 punktów i 244 minuty karne. Teraz jednak, gdy jego żona spodziewa się ich trzeciego dziecka, uznał, że nadszedł czas, by pożegnać się z hokejem.
– Starsi zawodnicy zawsze mi mówili, że czas hokeisty leci niebywale szybko. Faktycznie, złapałem się za głowę, gdy tego lata uświadomiłem sobie jak długo już w tym siedzę. Dwie dekady minęły błyskawicznie!
Jak podsumuję moją karierę?
– To proste: nie wolno się poddawać.
Czytaj także: