Bardzo ważne zwycięstwo w walce o awans do play-offów NHL odniósł tej nocy zespół Dallas Stars. A absolutną ozdobą meczu był kapitalny rajd przez całą taflę Aleksandra Radułowa, w którym Rosjanin minął trzech graczy rywali.
Prowadzący w rywalizacji o dwie "dzikie karty" do play-offów w konferencji zachodniej zespół Stars na wyjeździe pokonał Calgary Flames 2:1. Radułow strzelił otwierającego wynik gola w 18. minucie podczas gry w przewadze, ale w okolicznościach dla przewagi nietypowych. Nie po rozegraniu "zamka", a po pięknej indywidualnej akcji, którą rozpoczynał jeszcze za własną bramką. Ruszył przez całą taflę na pełnej szybkości, a na linii niebieskiej otwierającej tercję obronną Flames spotkał trzech graczy rywali, których minął właściwie jednyocześnie. Później przełożył krążek na backhand i pokonał bramkarza gospodarzy Davida Ritticha.
Bardzo długo ta fantastyczna akcja Rosjanina była jedyną w tym meczu, po której padł gol. Ale w trzeciej tercji goście z Dallas dorzucili jeszcze kolejne trafienie w przewadze, bez którego nie mogliby wygrać. Tym razem była to nieco bardziej klasyczna bramka. Miro Heiskanen w 53. minucie na raty pokonał Ritticha i podwyższył na 2:0. Był to już 11. w jego pierwszym sezonie w NHL gol 19-latka. Heiskanen jest z 32 punktami drugim najskuteczniejszym obrońcą ligi wśród debiutantów, tylko za numerem 1 ubiegłorocznego draftu, Rasmusem Dahlinem. Stars zdołali przetrwać i wygrać mecz, ale skończyło się 2:1, bo w przedostatniej minucie, grający już bez Ritticha gospodarze zdobyli gola honorowego po strzale T.J.'a Brodie'ego.
Wygrana przybliżyła "Gwiazdy" do play-offów i właściwie byłby to dla nich idealny wieczór, gdyby nie sytuacja z drugiej tercji, w której kontuzji doznał ich bramkarz numer 1 Ben Bishop. Sędziowie przerwali grę, gdy Amerykanin w swoim polu bramkowym zwijał się z bólu po tym, jak chwilę wcześniej kilka razy dynamicznie przesuwał się w swoim polu bramkowym. Trener Jim Montgomery powiedział po spotkaniu, że przerwa Bishopa w grze powinna potrwać kilka dni.
Mimo że krótki, brak pierwszego bramkarza może być problemem dla drużyny, która swoją grę opiera na defensywnym systemie. Stars są zespołem z drugą najmniejszą liczbą straconych goli w NHL, w czym Bishop ma swój wielki udział. Obronił w tych rozgrywkach 93,2 % strzałów i jest pod tym względem najlepszy w lidze wśród wszystkich bramkarzy, którzy wystąpili przynajmniej w 21 spotkaniach. W ostatnich 9 występach zaliczył 220 skutecznych interwencji na 227 strzałów. Ale też trudno znaleźć w NHL bramkarza, który częściej boryka się z urazami. Poprzednio z tafli z kontuzją zjeżdżał zaledwie dwa tygodnie temu w meczu z Minnesota Wild, w lutym pauzował przez dwa tygodnie ze względów zdrowotnych, kilka meczów opuścił także w listopadzie, a z powodu urazu nie dokończył również grudniowego meczu właśnie z Calgary Flames, gdy wpadł na niego Garnet Hathaway. Wtedy został poddany procedurze sprawdzenia czy nie doszło do wstrząśnienia mózgu, ale okazało się, że wszystko jest w porządku.
Wczoraj Bishop obronił 20 strzałów, a z roli jego zastępcy nie po raz pierwszy świetnie wywiązał się Anton Chudobin. Rosjanin zatrzymał 15 z 16 uderzeń rywali po swoim wejściu na lód. Trener Jim Montgomery powiedział po spotkaniu, że nigdy szczególnie nie zamartwia się kontuzjami pierwszego bramkarza. - Nigdy się tym jakoś strasznie nie przejmuję, bo mamy Antona Chudobina. To są dwaj świetni bramkarze i mamy dużo szczęścia, że są w naszym zespole - powiedział. - To może nie był nasz najlepszy mecz, ale dzięki ich postawie wynik jest świetny. Stars mają 86 punktów i ciągle prowadzą w rywalizacji o "dziką kartę" w konferencji zachodniej. Mogą się pochwalić już pięciopunktową przewagą nad pierwszym miejscem, które nie daje awansu do play-offów.
Najlepsi w konferencji zachodniej Flames o awans martwić się nie muszą, bo już go sobie zapewnili. Po wczorajszej porażce pozostali z dorobkiem 101 punktów. Mieli jednak sami swoją chwilę obawy o kontuzjowanego gracza. W drugiej tercji po ostrym wejściu Romana Poláka do szatni musiał się udać ich drugi najlepiej punktujący zawodnik, Elias Lindholm. Po 10 minutach Szwed wrócił jednak do boksu i mógł grać dalej. - Ze mną wszystko w porządku. Trochę boli mnie szyja, ale poza tym jest dobrze - skomentował Lindholm po spotkaniu. Szwed dodał, że za porażkę we wczorajszym spotkaniu winić należy słabą grę jego drużyny w osłabieniach. - Na pewno nasza gra w osłabieniu nie była wystarczająco dobra, żebyśmy mogli wygrać - powiedział. - Dobrze, że ciągle jesteśmy na pierwszym miejscu w konferencji, ale chcemy wygrywać każdy mecz. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że to jest silna, wyrównana liga i nie zawsze się udaje.
Calgary Flames - Dallas Stars 1:2 (0:1, 0:0, 1:1)
0:1 Radułow - Hintz - Seguin 17:26 (w przewadze)
0:2 Heiskanen - Faksa - Janmark-Nylén 52:24 (w przewadze)
1:2 Brodie - Gaudreau - Hanifin 58:28
Strzały: 36-23.
Minuty kar: 4-4.
Widzów: 18 881.
Dopiero w 77. meczu pierwszą w tym sezonie serię rzutów karnych rozegrali Toronto Maple Leafs. Nie była to jednak dla ich kibiców informacja pozytywna, bo "Klonowe Liście" przegrały po karnych z Philadelphia Flyers 4:5. Sean Couturier jako jedyny trafił w piątej rundzie decydującej rozgrywki, chwilę po tym jak John Tavares zgubił krążek i nawet nie mógł oddać strzału. To pierwszy wykorzystany karny Couturiera w tym sezonie, a w całej karierze w NHL zamienił na gole tylko 5 z 23 strzałów w takich sytuacjach. Wczoraj zdobył także bramkę z gry. Na listę strzelców wpisali się w ekipie "Lotników" również: Travis Konecny, Radko Gudas i Ryan Hartman. Drużyna z Filadelfii uratowała się jeszcze przed odpadnięciem z rywalizacji o play-offy, które nastąpiłoby, gdyby przegrała w regulaminowym czasie meczu. Realnych szans na awans jednak nie ma. Jej 82 punkty oznaczają czwarte miejsce w klasyfikacji "dzikiej karty" w konferencji wschodniej. Na pięć meczów przed końcem sezonu zasadniczego traci aż osiem "oczek" do pozycji dającej awans. Z kolei Maple Leafs mają 97 punktów i zajmują trzecią pozycję w dywizji atlantyckiej ze stratą sześciu do drugich Boston Bruins, z którymi zmierzą się zapewne w pierwszej rundzie play-offów. Oficjalnie jednak jeszcze do rywalizacji o Puchar Stanleya nie awansowali.
Fatalnie zmarnowany rzut karny Johna Tavaresa
Bliżej "dzikiej karty" w konferencji zachodniej jest zespół Colorado Avalanche, który pokonał 4:3 Vegas Golden Knights. Obrońca Tyson Barrie strzelił dla "Lawiny" gola i zaliczył dwie asysty, Nathan MacKinnon zdobył piękną bramkę strzałem w "okienko" po obrocie dookoła własnej osi, Matt Calvert trafił przerywając serię 16 meczów bez gola, a Gabriel Bourque strzelił dopiero drugiego gola w tym sezonie, ale dał zwycięstwo zespołowi z Denver. W bramce bardzo dobrze ostatnio dysponowany Philipp Grubauer obronił 34 strzały. Trener "Avs" Jared Bednar odniósł zwycięstwo numer 100 w NHL, a Barrie z 73 golami został najlepszym snajperem wśród obrońców w historii klubu. Avalanche mają 83 punkty i są na drugim miejscu w wyścigu po dwie "dzikie karty" do play-offów w konferencji zachodniej. O dwa "oczka" wyprzedzają trzecich Arizona Coyotes, których podejmą dziś w być może kluczowym dla awansu do play-offów meczu. Golden Knights przegrali trzeci raz z rzędu i znów nie zdołali zapewnić sobie kwalifikacji do rozgrywek postsezonowych. 90 punktów nadal daje im trzecie miejsce w dywizji Pacyfiku.
Piękny gol Nathana MacKinnona
Drużyny pewne awansu do play-offów:
Konferencja wschodnia: Tampa Bay Lightning, Boston Bruins.
Konferencja zachodnia: Calgary Flames, San Jose Sharks, Winnipeg Jets, Nashville Predators.
WYNIKI MECZÓW NHL
TABELE
Czytaj także: