Tadeusz Obłój. Jeden z najlepszych zawodników w historii polskiego hokeja, trzy razy był na olimpiadzie i osiem razy na mistrzostwach świata. Za to nigdy nie zdobył... mistrzostwa Polski!Urodził się przy ulicy Wodnej w Katowicach, niedaleko Torkatu. - W hokeja zacząłem grać już w wieku 13 lat. Przyjmowali do klubu od 14. roku życia, ale sfałszowałem legitymację i udało się zacząć wcześniej - opowiada ze śmiechem. Już jako 14-latek zdobył z Baildonem Katowice mistrzostwo juniorów.
Grający na prawym skrzydle napastnik największe sukcesy odnosił właśnie w Baildonie, z którym czterokrotnie sięgnął po tytuł wicemistrza Polski (1972, 1974-1976). Później grał również w Polonii Bytom (1982-1984), austriackim klubie Steyr i niemieckim Iserlohn. W polskiej lidze w ciągu 17 sezonów rozegrał 565 spotkań, w których zdobył 450 bramek (w 1975 był królem strzelców ligi). Ten wyczyn dał mu drugie miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców w historii całego polskiego hokeja. - Oczywiście jestem dumny. Czuję jednak wielki niedosyt, że Baildon nigdy nie zdobył tytułu mistrza Polski. Najpierw przegraliśmy rywalizację z GKS, a potem wciąż brakowało nam kilku punktów, żeby wyprzedzić Podhale Nowy Targ. W naszej drużynie było jedenastu reprezentantów Polski, a tytuł mistrzowski wciąż przechodził nam przed nosem! Być może brakowało nam wtedy twardej trenerskiej ręki? - zastanawia się Obłój.
W latach 1969-1980 rozegrał 151 meczów w reprezentacji Polski, w których strzelił 58 bramek [czwarte miejsce wśród wszystkich polskich napastników - przyp. red.]. Jak twierdzi, nigdy nie chciał występować w najlepszym klubie w historii Katowic - GKS. - Drażnili mnie ludzie, którzy zawsze się przechwalali, że GKS jest wspaniały. A ja chciałem z "małym" Baildonem im "dokopać". Nie zapomnę, jak na zgrupowaniach kadry ówczesny bramkarz GKS Andrzej Tkacz zawsze nam - hokeistom z Baildonu - powtarzał że literka "B" jest przed "G" jedynie w alfabecie. Strasznie nas to denerwowało i mieliśmy wielką chęć "zlać" GKS - śmieje się Obłój. Dziś uważa, że to był wielki błąd. - Wycinaliśmy się na Śląsku między sobą, a Podhale robiło tytuł za tytułem - kręci głową.
Obłój atak zarówno klubowy, jak i reprezentacyjny tworzył z Karolem Żurkiem (środkowy) i Janem Piecko (lewoskrzydłowy). Trzykrotnie wystąpił podczas Igrzysk Olimpijskich (1972, 76, 80).
Z całej kariery panu Tadeuszowi najmocniej utkwił w głowie rok 1976. - Na IO do Innsbrucku nie przyjechała reprezentacja Szwecji i pokonując RFN, mogliśmy awansować do najlepszej czwórki olimpijskiej. Niestety, trenerowi Emilowi Nikodemowiczowi zabrakło odwagi i nie chciał zdecydować się na zagranie dwoma czwórkami. Kilku hokeistów wraz ze mną sprzeciwiło mu się i po olimpiadzie zostaliśmy zawieszeni na trzy miesiące - opowiada Obłój, który w przegranym meczu z RFN 4:7 strzelił cztery gole. Karencja zbiegła się niestety z występem polskiej reprezentacji podczas mistrzostw świata, które odbyły się w tym samym roku w Katowicach. - Nigdy tego nie zapomnę. Byłem wtedy jednym z najlepszych hokeistów w Polsce, mistrzostwa świata w moim rodzinnym mieście, a ja musiałem je oglądać z trybun Spodka - wzdycha.
Został najskuteczniejszym zawodnikiem mistrzostw świata rozgrywanych w 1978 roku w Belgradzie, gdzie trafił również do drużyny "All Stars" całego turnieju.
Karierę zawodniczą zakończył w 1988 roku i na stałe osiedlił się w niemieckim Iserlohn. Obronił dyplom trenerski na katowickiej Akademii Wychowania Fizycznego. Dziś szkoli młodzież. - Gdybym urodził się 20 lat później, to na pewno po zakończeniu kariery nie musiałbym już pracować - uśmiecha się Obłój, który obecnie pracuje w centrum logistycznym firmy produkującej armaturę.
Rafał Góral - Gazeta Wyborcza
skh
Czytaj także: