W meczu przeciwko Havirzov Panthers w barwach Dworów Unii wystąpił Leszek Laszkiewicz. To dzięki jego trafieniom oświęcimianie pokonali czeskiego pierwszoligowca 4-2 i wśród miejscowych fanów odżyły nadzieje, że być może zrezygnował z wyjazdu do Włoch. Nic podobnego.Dwoma bramkami zaaplikowanymi drużynie z Havirzova młodszy z braci Laszkiewiczów pożegnał się z oświęcimską publicznością.
- Czyżby zmieniły się plany w sprawie Pana wyjazdu do Włoch?
- Nic podobnego. 28 sierpnia mam się zameldować w Milano Vipers, drużynie hokejowego mistrza Włoch. Przeciwko ekipie z Havirzova wystąpiłem w Dworach gościnnie, bo Waldek Klisiak, kilka dni wcześniej, we Vsetinie, nabawił się kontuzji i trener Sidorenko miał problem ze skleceniem czterech pełnych "piątek". Przyjąłem więc jego zaproszenie.
- No i jak to w lidze zazwyczaj bywało, czarował Pan publiczność swoją grą. Pierwsza bramka to prawdziwy majstersztyk...
- Być może z wysokości trybun wyglądało, że spokojnie przyjąłem krążek, kładąc bramkarza, ale w rzeczywistości on mi podskoczył i musiałem się wykazać refleksem, by go opanować. Najważniejsze, że wpadło.
- Miło chyba usłyszeć z trybun takie hasła "zatrzymaj go prezesie".
- Pewnie, że tak. To jest tylko dowód na to, że kibice doceniają to, co dla tego klubu zrobiłem. Zdaję sobie sprawę z tego, że w Milano czeka mnie ciężka walka o miejsce w podstawowym składzie. Z Internetu wiem, że Włosi montują naprawdę silną "paczkę". Powiedziałem już kiedyś, że nie zaliczam się do podróżników. Wolałbym zostać w Polsce jednak póki nasz rodzimy hokej nie stanie na nogi, trzeba będzie szukać pracy za granicą.
- Czy zatem nie obawiał się Pan o złapanie niepotrzebnej kontuzji?
- Zagrałem na swoim normalnym poziomie, nie oszczędzając się na lodzie. Z reguły gdy się myśli tylko o tym, by ustrzec się kontuzji, wtedy się ona trafia. Poza tym meczowe przetarcie przyda mi się przed wyjazdem do Włoch. Zresztą kiedy grałem w Niemczech czy Czechach, podobne praktyki były zjawiskiem normalnym.
- W przyszłym tygodniu Dwory organizują turniej. Czy zobaczą Pana jeszcze w akcji?
- Chyba nie. Będę miał trochę spraw na głowie w związku ze zbliżającym się wyjazdem do Włoch.
- Miał Pan z Havirzovem rachunek do wyrównania...
- Rozumiem, że w podtekście chodzi o mój epizod sprzed dwóch lat w tej drużynie w czeskiej ekstraklasie. Zostałem do niej wypożyczony z Vitkovic, by pomóc jej walczyć o utrzymanie i chociaż w sparingach przed barażami spisywałem się dobrze, po zmianie trenera zostałem odsunięty od składu. Powiedziałem wtedy, że Czesi obrzydzili mi hokej. Jednak z tamtej ekipy pozostali tylko kapitan Folta i masażysta. Za południową granicą trenerów zmienia się bardzo często.
Rozmawiał: (zab) Dziennik Polski
skh
Czytaj także: