Dwa gole strzelone w 29 sekund przesądziły o tym, że Calgary Flames ostatecznie poradzili sobie z najlepszą obroną tego sezonu w środowym hicie NHL.
Flames podejmowali tej nocy New York Islanders, którzy stracili najmniej goli w całej NHL. Dużo mówiło się przed meczem o tym, że "Płomienie", które w tym miesiącu miały dołek formy, mogą nie znaleźć sposobu na system trenera Barry'ego Trotza. Ale już po pierwszej tercji było 2:0 dla gospodarzy. Wynik otworzył w 5. minucie Mikael Backlund, a później Travis Hamonic popisał się precyzyjnym strzałem z dystansu. Miejscowi później jednak dali się dogonić. Gole Caseya Cizikasa i Andersa Lee doprowadziły do wyniku 2:2.
Ostatnie słowa należały jednak do drużyny Billa Petersa, a kluczowy okazał się okres zaledwie 29 sekund w 7. minucie trzeciej tercji. Drużynie z Calgary w decydującej akcji dopisało szczęście. Po tym, jak bramkarz gości Thomas Greiss obronił jeden ze strzałów, Austin Czarnik chciał wycofać krążek do kolegi z zespołu, ale "guma" odbiła się od nóg gracza rywali Leo Komarova i wpadła do bramki. A później Nick Leddy otrzymał karę za przeszkadzanie i zaledwie po 8 sekundach Flames wykorzystali grę w przewadze. Do siatki potężnym uderzeniem "z klepy" trafił Johnny Gaudreau, który osiągnął granicę 30 goli w tym sezonie. Ostatecznie miejscowi wygrali więc 4:2.
Flames dominowali w dwóch pierwszych tercjach, mając w nich bilans 24-7 w celnych strzałach, ale ostatecznie przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę paradoksalnie w trzeciej odsłonie, w której to rywale strzelali częściej (12-8). W decydującej akcji potrzebowali trochę szczęścia, którego Czarnik akurat ma ostatnio pod dostatkiem. Już w drugim kolejnym meczu przesądził o zwycięstwie swojej drużyny. Tym razem dzięki szczęśliwemu rykoszetowi, a dwa dni wcześniej dał "Płomieniom" wygraną w starciu z Arizona Coyotes strzałem, przy którym złamał mu się kij. Mimo to, krążek wpadł wówczas do bramki. Czarnik właściwie zareagował na odsunięcie od składu przez trenera. Nie zmieścił się w drużynie w 9 kolejnych meczach, ale od kiedy wrócił, zagrał 3 razy i w każdym spotkaniu trafiał do siatki.
Drużyna z Calgary w pierwszej połowie lutego grała "w kratkę" i wydawało się, że zgubiła gdzieś swoją ofensywną siłę, a jest to zespół, który strzelił w tym sezonie najwięcej goli ze wszystkich występujących w konferencji zachodniej. Zawodnicy Petersa przypomnieli sobie o tym ostatnio, bo wygrali trzeci mecz z rzędu, zdobywając w tym czasie 14 goli. Trener chwalił po meczu swoich podopiecznych za to, że ci zwłaszcza w dwóch pierwszych tercjach często zamykali rywali w ich tercji obronnej. - Być w tercji obronnej przeciwnika to dobre miejsce. Jeśli się gra cały czas kilkadziesiąt metrów od swojej bramki, to można być zadowolonym - mówił. - W ten sposób gra się w obronie w tercji ataku. Podobała mi się dziś dojrzałość mojej drużyny. Nie otworzyliśmy się za bardzo i nie daliśmy im szans szybkiego przechodzenia z obrony do ataku.
Flames mają teraz 81 punktów i prowadzą w konferencji zachodniej, zajmując jednocześnie drugie miejsce w całej lidze. Do przewodzących ligowej klasyfikacji Tampa Bay Lightning tracą jednak aż 15 "oczek". Z kolei Islanders nadal, z 76 punktami, prowadzą w dywizji metropolitalnej. Trener Trotz jednak za występ w Calgary nie miał dla swoich podopiecznych litości. Zapytany, jak by go ocenił w szkolnej skali, odpowiedział: - Na jedynkę. Kompletna porażka. Calgary zagrało dobrze i nie dawali nam czasu w naszej tercji, a my nie potrafiliśmy opanować krążka. Niestety mieliśmy na pokładzie za dużo "pasażerów na gapę".
Calgary Flames - New York Islanders 4:2 (2:0, 0:1, 2:1)
1:0 Backlund - Frolík 05:00
2:0 Hamonic - Backlund - Lindholm 15:59
2:1 Cizikas - Bailey - Toews 30:09
2:2 Lee - Eberle - Nelson 41:18
3:2 Czarnik - Jankowski - Andersson 46:10
4:2 Gaudreau - Giordano - Monahan 46:39 (w przewadze)
Strzały: 32-19.
Minuty kar: 8-10.
Widzów: 18 632.
Chicago Blackhawks po dogrywce pokonali Detroit Red Wings 5:4 i są już bardzo blisko miejsca dającego awans do play-offów. Patrick Kane strzelił dwa gole, w tym zwycięskiego w dogrywce i już w 19. kolejnym meczu punktował, co jest najdłuższą serią w tym sezonie NHL. Bramki dla Blackhawks zdobywali także: Artiom Anisimow, Alex DeBrincat i Brandon Saad, a Erik Gustafsson asystował trzykrotnie. Zanim doszło do dogrywki, zespół z Chicago stracił trzybramkowe prowadzenie od wyniku 4:1. Kane ma już 38 goli i 92 punkty w tym sezonie. W obu klasyfikacjach jest wiceliderem całej ligi. Nie udało mu się jednak wczoraj zaliczyć asysty, więc passę z punktowymi podaniami zakończył na 17. Jest ona najdłuższą w historii klubu i trzecią najdłuższą w historii NHL. Rekordzista Wayne Gretzky asystował w 23 kolejnych spotkaniach. Ekipa Jeremy'ego Collitona ma już 61 punktów i jest szósta w dywizji centralnej, ale awansowała na trzecią pozycję w klasyfikacji "dzikiej karty" do play-offów w konferencji zachodniej. Ma tyle samo punktów, co zajmujący premiowane awansem drugie miejsce Colorado Avalanche, ale rozegrała o jedno spotkanie więcej. W pierwszej tercji straciła jednak z powodu kontuzji oka Drake'a Caggiulę. Red Wings o play-offach raczej nie myślą. Ich 55 punktów daje przedostatnie miejsce w dywizji atlantyckiej.
Avalanche awansowali na miejsce dające "dziką kartę" dzięki sensacyjnemu rozbiciu prowadzących w dywizji centralnej Winnipeg Jets 7:1. W trzeciej tercji zespół "Lawiny" popisał się prawdziwą lawiną goli, bo strzelił ich rywalom aż 5, w tym 2 pierwsze w odstępie zaledwie 11 sekund. Tyson Jost i Carl Söderberg zaliczyli dla zwycięzców po golu i po dwie asysty, Gabriel Landeskog do swojej bramki dołożył asystę, Mikko Rantanen zdobył gola zwycięskiego, A.J. Greer trafił po raz pierwszy w NHL, a na liście strzelców znalazły się jeszcze nazwiska: Matta Calverta i Nathana MacKinnona. Gracze Avalanche skończyli mecz z łącznym dorobkiem +30 w statystyce +/-. Wyścig po "dzikie karty" w konferencji zachodniej toczy się tak wolno, że drużynie z Denver do awansu na premiowane "dziką kartą" miejsce wystarczyło pierwszy raz od trzech miesięcy wygrać dwa mecze z rzędu. Jets, mimo trzeciej porażki z rzędu, utrzymali prowadzenie w dywizji centralnej. Mają 76 punktów i o 1 wyprzedzają drugich Nashville Predators.
Siódmy kolejny mecz wygrała drużyna Boston Bruins, która tym razem po rzutach karnych pokonała na wyjeździe Vegas Golden Knights 3:2. Znajdujący się ostatnio w znakomitej formie Jake DeBrusk strzelił gola w czwartym meczu z rzędu, a później w pięknym stylu wykorzystał rzut karny. O zwycięstwie Bruins w karnych przesądził jednak w szóstej rundzie David Backes. Z gry dla zwycięzców trafił także Brad Marchand. Backes wykorzystał karnego po raz pierwszy w barwach Bruins. W całej karierze w NHL udało mu się to tylko 2 razy na 8 prób. W obu przypadkach jednak przesądzał o zwycięstwach. Pokonany wczoraj w karnych bramkarz Golden Knights Marc-André Fleury nieco zepsuł sobie swoją statystykę skutecznych interwencji w tym elemencie. Fleury obronił w karierze 74,2 % karnych - najwięcej ze wszystkich bramkarzy, którzy bronili ich przynajmniej 200 w NHL. Wygrał 56 ze swoich 89 serii. Bruins, mimo kolejnych zwycięstw, są dość powszechnie krytykowani za poziom gry, ale już tylko jeden mecz został im do skompletowania 5 wygranych w aktualnej serii wyjazdowej. Ich 80 punktów oznacza drugie miejsce w dywizji atlantyckiej, której przewodzi najlepszy zespół NHL Tampa Bay Lightning. Golden Knights mają 69 punktów i są trzeci w dywizji Pacyfiku.
Piękny rzut karny Jake'a DeBruska
WYNIKI MECZÓW NHL
TABELE
Czytaj także: