Z MARTINEM VOZNIKIEM, reprezentantem Polski, który w nowym sezonie hokejowym będzie grał w zespole TKH, rozmawia Marcin Zawadzki.- Dlaczego Pan wybrał Toruń?
- Już nie lubię tego pytania. Udzieliłem już kilku wywiadów, odpowiadałem też na inne pytania, a potem wychodziło, że mówię tylko o pieniądzach. W ostatnich dniach dla stacji telewizyjnej odpowiadałem na kilka pytań, a oni puścili tylko jedną odpowiedź. Więc odpowiem teraz tak. Toruń to piękne miasto, jest tu pełno sklepów, duży wybór i to mi się podoba.
- Zdążył już Pan poznać miasto?
- O tak, piękne miasto. Bardzo mi się podoba. Tak samo jak Kraków, gdzie moja żona ma rodzinę.
- A wcześniej znał Pan Toruń?
- Tylko hotel, lodowisko i... most. Teraz już wszystkie podstawowe rzeczy, które są w mieście, znam.
- Widziany był Pan również na meczu żużlowym. Jak się podobało?
- Wcześniej nigdy nie widziałem żużla na żywo. Miałem szczęście, bo trafiłem na ciekawy mecz z Unią Leszno. Ostatni bieg dopiero decydował o końcowym wyniku, więc emocje były duże. Denerwowały mnie tylko pauzy. Sam żużel jest wspaniały, to super sport, ryk motorów, prędkość, ale te przerwy są nie do wytrzymania. To chyba trzeba kochać od dziecka.
- Trenuje Pan w Toruniu już od prawie dwóch miesięcy. Nowy sezon zbliża się coraz bardziej. Jak będzie?
- Myślę, że bardzo ciekawie. Nie chcę zapeszyć, ale będą się nas bali wszyscy, łącznie z Podhalem i Oświęcimiem. Ważny będzie początek sezonu, by zdobyć kilka punktów i odskoczyć od dolnej części drużyn.
- Grał Pan w Toruniu nie raz, tyle że w zespołach przyjezdnych. Jakie ma Pan wspomnienia?
- Wspomnienia przede wszystkim ze względu na inne lodowisko. Tu nikt nie lubi grać. Te bandy są na zabicie, to są deski. Gdy przyjechałem tu w czerwcu, była mowa o remoncie. Miały być nowe bandy, pleksi, inne chłodzenie. Wiadomo, że tego na razie nie będzie. I może nawet dobrze? Teraz nawet się z tego cieszę. Rywale na pewno będą mieli trudności z wywiezieniem punktów. A my coś z wyjazdów na pewno przywieziemy. Potem wszystko może się zdarzyć. Nie przypuszczam, byśmy do półfinałów się nie dostali. Możemy zajść daleko.
- Ma Pan doświadczenie z wielu sezonów gry w Polsce. Ostatnio grał Pan w mocnym Podhalu. Czy obecne przygotowania w Toruniu różnią się?
- Tak, różnią się. Nie pamiętam, kiedy aż tyle się nabiegałem. Dostajemy mocno w tyłek. Mam nadzieję, że to zaowocuje w sezonie. W Podhalu przygotowania były łatwiejsze, ale to dlatego, że tam było wielu starszych zawodników. Pod nich były zajęcia, by nie przesadzić. Tu w Toruniu jest pełno młodych chłopaków. Na szczęście jeszcze nie mam problemów z dotrzymaniem im tempa.
- Czy gra w reprezentacji wciąż interesuje Pana?
- Na pewno. Jest nowy szkoleniowiec, są nowe nadzieje.
- Poznał Pan już wcześniej Andrieja Sidorenkę?
- Tak, sześć lat temu, gdy grałem w KTH, w finale zmierzyliśmy się z Unią. Wtedy miałem okazję go poznać. Słyszałem, że jest bardzo wymagający. Więc to nawet dobrze, że w klubie tak biegamy. U niego też trzeba być tak pobiegać.
- Wiąże Pan przyszłość z Toruniem?
- Nie mówię nie. Wszystko będzie zależało, jak będziemy spisywać, jakie będą wyniki. Jeśli działacze będą ze mnie zadowoleni i będą chcieli, bym nadal tu grał, to dlaczego nie miałbym tu zostać? Miasto piękne, podoba mi się, więc czemu nie?
Marcin Zawadzki - "Nowości"
skh
Czytaj także: