Connor McDavid po raz trzeci z rzędu został najszybszym zawodnikiem Konkursu Umiejętności Weekendu Gwiazd NHL. Swój tytuł sprzed roku obronił także w innej konkurencji Johnny Gaudreau.
Tej nocy polskiego czasu w San Jose odbyła się pierwsza część Weekendu Gwiazd NHL, czyli tradycyjny konkurs umiejętności. Zawodnicy wybrani do udziału w zaplanowanym na najbliższą noc Meczu Gwiazd rywalizowali w sześciu różnych konkurencjach.
W walce o miano najszybszego znów nie miał sobie równych Connor McDavid. Kapitan Edmonton Oilers pokonał okrążenie tafli w 13,378 sekundy i po raz trzeci z rzędu triumfował w tej konkurencji. Warto dodać, że w jej historii nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by ktokolwiek wygrał dwa razy z rzędu. Najbliżej pokonania McDavida był kapitan Buffalo Sabres Jack Eichel, który uzyskał czas 13,582. - Było dziś trochę dobrych czasów. Jack Eichel pojechał bardzo szybko, więc wiedziałem, że muszę naprawdę dobrze pojechać, żeby znów wygrać - skomentował zwycięzca, który dodał ze śmiechem, że pomogło mu obcięcie włosów. - Byłoby trudno z dłuższymi włosami, bo fruwałyby wszędzie dookoła - mówił.
Specjalnym gościem konkursu szybkości była pierwsza w jego historii kobieta. Aktualna mistrzyni olimpijska i pięciokrotna mistrzyni świata z reprezentacją Stanów Zjednoczonych Kendall Coyne Schofield uzyskała czas o niecałą sekundę gorszy od McDavida i udało jej się wyprzedzić jednego zawodnika - Claytona Kellera. Dodatkową ozdobą była także rywalizacja maskotek. W pojedynku szybkościowym gospodarz imprezy, "Sharkie", a więc maskotka San Jose Sharks, uległ reprezentującemu Philadelphia Flyers "Gritty'emu".
Swój tytuł sprzed roku obronił także Johnny Gaudreau. Zawodnik Calgary Flames ponownie zwyciężył w konkurencji kontroli nad krążkiem, pokonując specjalny tor przeszkód w czasie 27,045 sek. Zawodnicy w tej rywalizacji musieli najpierw przeprowadzić "gumę" pomiędzy leżącymi na lodzie krążkami, następnie slalomem ominąć ustawione słupki, przerzucić krążek przez otwory w trzech kolejno ustawionych "ściankach" i trafić do bramki. Drugie miejsce zajął Patrick Kane, który przegrał z Gaudreau o nieco ponad półtorej sekundy.
Popularny "Johnny Hockey" mówił później, że to dla niego dodatkowa radość, bo Kane był zawodnikiem, którego podziwiał najbardziej, nim trafił do NHL. - Kiedy on zdobywał Puchary Stanleya ja byłem w college'u i go oglądałem. Zawsze starałem się go naśladować. Gdy po raz pierwszy spotkałem go podczas Meczu Gwiazd, to byłem zdenerwowany przed rozmową z nim, a później graliśmy też razem na Mistrzostwach Świata. Ale nadal stresuję się, gdy z nim rozmawiam - skomentował.
Zwycięstwo w konkursie na najsilniejszy strzał pozostało w drużynie Washington Capitals. Pod nieobecność najlepszego w tej konkurencji przed rokiem Aleksandra Owieczkina swojego kapitana godnie zastąpił John Carlson, który uderzył nawet mocniej niż Rosjanin w ubiegłym roku. Obrońca mistrzów NHL nadał krążkowi prędkość 102,8 mili na godzinę, a zatem 165,4 km/h. To o 2,4 km/h szybciej niż leciał krążek po strzale Owieczkina w 2018 roku.
Żaden z nich jednak nie zbliżył się nawet do rekordu ustanowionego 7 lat temu przez Zdeno Chárę. Słowak zaliczył wtedy prędkość strzału 175,1 km/h. Dziennikarze przypomnieli wczoraj Carlsonowi o tym rekordzie i o drugim najlepszym wyniku osiągniętym w 2016 roku przez Shea Webera, który uderzył z prędkością 174 km/h. - To jest szalone - skomentował obrońca Capitals. - Strzały Cháry i Webera to jest zupełnie inna liga niż cała reszta. Niewiarygodne, jak mocno potrafią strzelać.
Najcelniej strzelał wczoraj w San Jose David Pastrňák. Czeski snajper Boston Bruins jako pierwszy wystartował w konkursie celności strzałów i "ustrzelił" pięć celów w bramce w czasie 11,309 sek., którego już później nikt nie pobił. O prawie 1,4 s wolniejszy był drugi w tej konkurencji Kris Letang. Pastrňák nagrodą w wysokości 25 tysięcy dolarów przyznawaną każdemu zwycięzcy konkurencji musi się jednak podzielić z Mathew Barzalem, bo obaj umówili się przed imprezą, że jeśli któryś z nich zwycięży w jakichś zawodach, to pieniądze podzielą na pół. Barzal nie dał rady wygrać w konkursie na najszybszego gracza.
- Gdy się umawialiśmy to nie myślałem o tym, że ja wygram. Spodziewałem się raczej, że on może wygrać, bo jest dość szybki - powiedział popularny "Pasta".
Najlepszy w konkursie podań był Leon Draisaitl. Niemiec świetnie spisał się w konkurencji, w której trzeba było najpierw podać do trzech sztucznych "zawodników", następnie trafić nad przeszkodą do czterech małych bramek i wreszcie trafiać krążkiem w podświetlane co 3 sekundy cele. Cała ta konkurencja zajęła mu 1:09.088. Drugiego Sebastiana Aho wyprzedził o prawie 9,5 sek. - Podania zawsze były moją dobrą stroną. W tym się czuję najlepiej i to zawsze ćwiczę na treningach - skomentował napastnik Edmonton Oilers. - Myślę, że po prostu lubię podawać krążek.
Jedyny bramkarski konkurs w San Jose padł łupem Henrika Lundqvista. Szwed obronił 12 strzałów z rzędu. Jego passę przerwał dopiero pechowym dla niego, 13. uderzeniem Jeff Skinner. Ale już 9 kolejnych skutecznych interwencji wystarczyło, by Lundqvist zapewnił sobie zwycięstwo. Startował bowiem jako ostatni, a najlepszy przed nim Andriej Wasilewski obronił 8 kolejnych uderzeń. Szwed mierzył się ze strzelcami z dywizji atlantyckiej. W swojej najdłuższej serii zatrzymał po dwa strzały: Johna Tavaresa, Keitha Yandle'a i Jacka Eichela oraz po jednym: Skinnera, Thomasa Chabota, Nikity Kuczerowa, Davida Pastrňáka, Stevena Stamkosa i Austona Matthewsa. Choć tak naprawdę nie obronił uderzenia Kuczerowa, którym Rosjanin mógł zakończyć jego passę. Krążek poleciał wtedy obok bramki, ale w takim przypadku zaliczano to jako obronę bramkarza.
Dziś w San Jose impreza pod nazwą Mecz Gwiazd, która de facto będzie jednak turniejem. Zespoły reprezentujące poszczególne dywizje NHL zmierzą się w 20-minutowych meczach 3 na 3 w polu. Najpierw w półfinałach dywizja atlantycka zagra z metropolitalną, a centralna z dywizją Pacyfiku. Zwycięzcy zmierzą się ze sobą w finale.
Czytaj także: