Kibice w Polsce są przyzwyczajeni do różnych absurdów związanych z hokejem w naszym kraju i często przekonani, że w silniejszych ligach kuriozalne sytuacje się nie zdarzają. Tymczasem... są hokeiści, którzy po każdym meczu przed północą muszą wyjechać z kraju.
Szwedzki zespół Mora IK wczoraj przegrał 4:7 wyjazdowy mecz SHL z Linköpings HC. Jako że jutro rozegra kolejne spotkanie na wyjeździe na północy w mieście Timrå, to drużyna nie wracała po meczu do domu, ale została w hotelu w Linköping. Jednak nie cała. Trzech kanadyjskich graczy drużyny Spencer Abbott, Kevin Gagné i Ryan Johnston szybko wsiadło w samochód na lotnisko, z którego przed północą musieli... wylecieć do Norwegii.
Tak dzieje się po każdym spotkaniu. Kanadyjczycy na co dzień mieszkają w norweskim mieście Trysil przy umownej granicy ze Szwecją, ok. 160 kilometrów i przylatują do Szwecji tylko na mecze. Powód? Podatki. Szwedzkie przepisy przewidują obniżoną, 15-procentową stawkę tzw. "podatku artystycznego", nazwanego tak właśnie dlatego, że często obejmuje zagranicznych artystów. Drugą grupą zwykle podpisującą takie umowy są zagraniczni sportowcy. Warunkiem jest jednak to, że dana osoba nie może przebywać w Szwecji w ciągu roku dłużej niż łącznie przez 6 miesięcy.
Właśnie takie kontrakty mają Abbott, Gagné i Johnston, więc gdyby mieszkali w Szwecji, to ich podpisane latem umowy nie objęłyby całego sezonu i mogłoby ich zabraknąć w najważniejszej części rozgrywek, gdy drużyna będzie walczyła w play-offach lub w barażach o utrzymanie. Wyjeżdżając z kraju przed północą za każdym razem "oszczędzają" więc jeden dzień. Dwa lata temu podobny był przypadek Milana Gulaša, obecnej gwiazdy czeskiej Extraligi, a wtedy czołowego zawodnika rywalizującego z Cracovią w Hokejowej Lidze Mistrzów zespołu Färjestad Karlstad. Jego ówczesny klub nie wpadł jednak na tak kuriozalne rozwiązanie problemu jak Mora IK. Czech w lidze mógł grać dopiero od października, by 6 miesięcy objęło również wiosenne mecze play-offów, ale do Krakowa na mecz HLM przyjechał prosto ze swojego domu w Czeskich Budziejowicach.
Trzej Kanadyjczycy z Mory nie będą musieli latać między Szwecją a Norwegią przez cały sezon, a jedynie aż do momentu, gdy będzie pewne, że pozostała część sezonu pozwoli im zmieścić się w limicie 6 miesięcy. - Nie wiem dokładnie, ile to potrwa. Klub się tym zajmuje - mówi Gagné. - Mam nadzieję, że już niedługo będziemy mogli mieszkać w Szwecji, bo to jest trochę stresujące, żeby po każdym meczu starać się zdążyć wyjechać z kraju.
Zupełnie absurdalna sytuacja miała miejsce jeszcze we wrześniu, gdy cała trójka nie dokończyła jednego z meczów Mora IK. Dwóch graczy w ogóle nie wyszło na trzecią tercję, a trzeci udał się do szatni w jej trakcie. Prawdopodobnie w ogóle wyjechał na lód w trzeciej odsłonie dla zmylenia tropów, bo klub zapewne w obawie przed organami skarbowymi nie chciał przyznawać się do swojego pomysłu na optymalizację podatkową. Oficjalna wersja głosiła, że wszyscy trzej Kanadyjczycy poczuli się źle z powodu zatrucia pokarmowego. - Mieszkają razem, więc być może zjedli to samo - tłumaczył wówczas trener, podczas gdy chodziło raczej o to, by zawodnicy zdążyli na samolot do Oslo. Teraz jednak sami o sprawie mówią już otwarcie.
Abbott i Johnston zaliczyli kiedyś epizody w NHL, a ten pierwszy był także w sezonie 2016-17 najlepszym strzelcem Hokejowej Ligi Mistrzów, którą wygrał w barwach Frölundy Göteborg. Z sytuacją taką, jak obecnie żaden z trójki graczy się jednak nigdy wcześniej nie zetknął. - Pierwszy raz się z tym spotykam, ale wcześniej klub nam powiedział, co nas czeka. Oczywiście to nie jest optymalna sytuacja, ale wiedzieliśmy, na co się piszemy. W pierwszym tygodniu robiłem to sam, ale teraz jest nas trzech, więc podróż jest przyjemniejsza - powiedział Gagné po wczorajszym meczu dziennikowi "Aftonbladet", po czym pobiegł do samochodu, w którym czekali już na niego towarzysze podróży.
Czytaj także: