Wielką bijatyką w starym stylu zaczął się tej nocy mecz NHL. Sędziowie wyrzucili do szatni aż 8 zawodników już po 2 sekundach gry!
Oburzenie wywołało wśród hokejowych ekspertów zachowanie gracza, który gołymi pięściami okładał leżącego już na lodzie kontuzjowanego w bójce rywala. Jeszcze większe emocje wzbudził fakt, że nie otrzymał za to żadnej dodatkowej kary.
Po ponad 4 godzinach gry udało się zawodnikom rozstrzygnąć mecz ćwierćfinału play-off. Okazało się jednak, że zachowali siły na dodatkowe atrakcje. Po meczu doszło do wielkiej bijatyki na lodzie, a jednym z jej najbardziej aktywnych uczestników był zawodnik znany z polskiej ligi, który teraz jest zawieszony.
- To jest play-off - powtarzali jeden za drugim zawodnicy po meczu. Chwilę wcześniej spotkanie ćwierćfinału zakończyli drużynową bijatyką na tafli, po której sędziowie nałożyli ponad 300 karnych minut.
Trochę dziś nie umiem sobie znaleźć miejsca. Moje dwie największe pasje to muzyka i hokej. Dziś przyszło mi wspominać i opłakiwać istotne postacie z obu dziedzin. Dziś urodziny świętowałby jeden z najlepszych wokalistów historii rock’n’rolla – Chester Bennington z Linkin Park. Jednak moje hokejowe serce pękło na pół wczorajszego wieczoru. Tak oto okazało się, że jeden z największych postrachów lodowisk NHL lat 90. i początku 2000 nigdy już nie opowie swojej historii. Przerażające spojrzenie zawodnika ustąpiło spojrzeniu przerażonemu. To był jeden z tych graczy, o których czytałem w kółko i chciałem być jak on. Wódz Wieczna Kara, jak go kiedyś nazwałem, czyli Chris Simon, odebrał sobie życie. Miał 52 lata.
Każdy, kto zna mnie choć trochę wie, że jestem gigafanem ochroniarzy, enforcerów, najtwardszych na lodzie i najzabawniejszych poza lodem, a także najgorzej opłacanych zawodników w drużynie. Przez kilka sezonów obserwujemy wzrost liczby pojedynków pięściarskich, co mnie oczywiście cieszy. Nie było jednak tej „iskry”, która pojawiła się w tym sezonie, a w zasadzie kilka tygodni temu. Nie było tej iskry w THL, ale to głównie ze względu na ułomny przepis o karaniu dyskwalifikacjami za rzucenie rękawic. W obu przypadkach jednak pojawiła się jutrzenka nadziei. W NHL ostatni tydzień to podróż do lat 90. i pojedynków, z którymi dzisiejszy kibic wręcz nie umie sobie poradzić. Co się stało?
Bramkarz potężnym ciosem łapaczką powalił prowokującego go napastnika rywali. Poszkodowany zawodnik wylądował w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu.
To było wejście do NHL jak żadne inne. Gracz New York Rangers w obecności prawie 80 tysięcy widzów na trybunach. wychodząc na lód po raz pierwszy w tej lidze. po zaledwie jednej sekundzie... pobił się z rywalem.
Dziennikarze nazwali to zagranie "samobójem roku". Kapitan drużyny zagraniem przez całą taflę trafił krążkiem idealnie do bramki. Niestety do swojej. - Jestem na siebie naprawdę wściekły - skomentował.
Kibice klubu Rytíři Kladno protestują przeciwko sposobowi, w jaki klubem kieruje Jaromír Jágr. Drużyna bije kolejne rekordy porażek, a fani podczas wczorajszego meczu zorganizowali nietypowy happening na trybunach, który miał pokazać, co myślą o rządach legendarnego hokeisty.
W środę odbyło się spotkanie władz związku z przedstawicielami klubów. Debatowano na nim o kwestiach związanych z najbliższym sezonem. Padło kilka propozycji zmian, a te najważniejsze dotyczyły terminu zamknięcia okienka transferowego, obowiązkowych kamer na liniach niebieskich i braku zawieszeń za bójki.
W najciekawiej zapowiadającym się meczu 39. kolejki TAURON Hokej Ligi Re-Plast Unia Oświęcim po wyrównanym i bardzo dobrym jakościowo spotkaniu pokonała GKS Katowice 4:3. Oprócz goli, jednym z najbardziej emocjonujących wydarzeń w tym meczu był pojedynek pięściarski.
Krzysztof Maciaś punktował w rozegranym ostatniej nocy meczu ligi WHL. Jego zespół przegrał jednak spotkanie bardzo ważne w kontekście walki o awans do play-off.
W ostatnich dniach, ba – przez ostatni rok, przetoczyła się przez hokej na świecie fala „usiłowania zabójstw” w wykonaniu niektórych zawodników. Co więcej, w innych ligach także wzrasta poziom tej zupełnie niezdrowej agresji, która z hokejem nie ma absolutnie nic wspólnego. Ataki zupełnie kretyńskie, zupełnie niedyktowane przebiegiem gry, podszyte zwykłą wściekłością – to wszystko serwują nam zawodnicy w ostatnich tygodniach. Co się stało, że niczym w „The Walking Dead”, niektórzy zawodnicy zamieniają się w istoty chcące jedynie krwi rywala?
Potwór, monstrum, bestia - to tylko niektóre z przydomków naszego bohatera. Tak określali go zawodnicy drużyn przeciwnych. Kibicom znany był jako „Boogyman”. Złośliwy, zawsze wściekły, nieskazitelnie brutalny i chętny do draki jak co drugi dres w latach dziewięćdziesiątych. Potencjalni rywale nie spali po nocach, dostawali depresji i napadów lęku na myśl o tym, że przyjdzie im skrzyżować z nim rękawice. Jeden z najbardziej brutalnych ochroniarzy, jeden z najłagodniejszych ludzi poza lodem. Wreszcie najtragiczniejsza postać i powód, dla którego rozmowy o encefalopatii w hokeju nabrały tempa jak nigdy przedtem.
Marzyłeś kiedyś o tym, by nic nie robić i dostawać za to ponad milion dolarów rocznie? Wyobraź sobie, że twój pracodawca podpisuje z Tobą umowę na kilkanaście lat. Kasę za kontrakt dostaniesz w całości niezależnie od tego, czy zdołasz tyle czasu pracować. Czy aby na pewno jednak takie życie usłane jest samymi różami? Przypadek legendarnego Ricka DiPietro pokazuje, że niekoniecznie.
Gracz Anaheim Ducks mógł szybko pożałować ostrego ataku na rywala w rozegranym ostatniej nocy meczu NHL. W obronie poszkodowanego przeciwnika stanął jego kolega, który pięściami boleśnie wymierzył sprawiedliwość.
Piorunującą końcówkę meczu zaprezentowali hokeiści JKH GKS Jastrzębie w 15. kolejce TAURON Hokej Ligi. Na Jastorze jastrzębianie pokonali GKS Tychy 4:2 a wszystkie trzy bramki zdobyli w ostatnich siedmiu minutach spotkania.
Po dziś dzień rywalizuje z kilkoma innymi twardzielami o niepisany, umowny pas mistrzowski organizacji NHL. Nie budził respektu. Budził absolutne przerażenie. Uśmiechał się, gdy wiedział, że wybijała godzina skrzyżowania pięści z kimkolwiek z ekipy przeciwnej. Szczerzący się coraz bardziej zdziesiątkowanym uzębieniem napastnik powodował dosłownie sensacje żołądkowe u wielu twardzieli z ekip przeciwnych. Wymieniany w jednej linii z Davem Schultzem, Davem Semenko, Tiem Domi czy Martym McSolrey’em. Od tej wesołej gromadki odróżniają go dwie rzeczy. Po pierwsze, jako jedyny z powyższych, Bob zapominał i wkurzał się na wszystko po zakończeniu kariery. Po drugie, jako jedyny nie żyje.
Zielone tło, jeden dobry operator i jeden dobry montażysta – dokładnie tyle trzeba, by zrobić kilkusekundowy spot dla każdego hokeisty w drużynie. Daje to materiał na wszystkie social media, łącznie z tak zaniedbaną przez polskie kluby platformą „X” (choć trzeba tu ponownie wyróżnić KH Energę Toruń, który to klub dba o wszystkie możliwe serwisy). Gdyby polski hokej stosował te proste, a jakże efektowne zabiegi, to na stronie STS Sanok zobaczylibyśmy Marka Strzyżowskiego, który wgryza się w kawał surowego mięsa. Efekt murowany. Mam jednak wrażenie, że liga traktuje ten powrót jak próbę przegryzienia jej tętnicy. Za co THL nienawidzi „Fryzjera”?