Gracze Carolina Hurricanes po raz pierwszy w tych play-offach NHL przegrali przed własną publicznością. Oznacza to, że już tylko jedno zwycięstwo dzieli Boston Bruins od finału Pucharu Stanleya.
Hurricanes po dwóch wyjazdowych spotkaniach finału konferencji wschodniej byli w bardzo trudnej sytuacji, bo na tym etapie rywalizacji w play-offach NHL tylko 6 z 61 zespołów zdołało odwrócić losy rywalizacji przegrywając 0-2 i awansować do finału ligi. Jeśli coś mogło dawać optymizm "Huraganom" to tylko fakt, że teraz grają u siebie, a w dwóch pierwszych rundach tegorocznych play-offów odnieśli we własnej hali komplet pięciu zwycięstw. Tym razem jednak twierdza Raleigh została zdobyta przez "Niedźwiedzie" z Bostonu, które wygrały 2:1.
Chris Wagner otworzył wynik meczu w 22. minucie, zmieniając tor lotu krążka po zagraniu Joakima Nordströma, a pięć minut później na 2:0 podwyższył w przewadze Brad Marchand dzięki rykoszetowi od rękawicy obrońcy rywali Calvina de Haana. Asystujący Marchandowi David Krejčí osiągnął granicę 100 punktów w play-offach NHL. Bruins w tegorocznej rywalizacji o Puchar Stanleya grają w przewagach najlepiej ze wszystkich zespołów, bo ze skutecznością 31,9 %, a na wyjazdach nawet 38,1 %. Wczorajszy mecz może nie był ich najlepszym popisem w tym elemencie, bo wykorzystali tylko jedną z pięciu przewag, ale w serii z Hurricanes trafiali w takich sytuacjach w każdym meczu, zdobywając łącznie pięć goli.
To w tej rywalizacji jeden z decydujących czynników, bo Hurricanes wykorzystali w serii z Bruins tylko jedną przewagę, a wczoraj zmarnowali wszystkie pięć, w tym jedną podwójną. W ostatnich 11 meczach mają skuteczność 2/37. Drużynie z Raleigh udało się wczoraj zmniejszyć straty w 34. minucie po strzale de Haana, ale na więcej nie było jej stać.
Uderzenie de Haana powinien obronić bramkarz gości Tuukka Rask, który dobrze je widział, ale wpuścił między parkanami po lodzie. Fin jednak poza tą jedną nieudaną interwencją znów był nie do przejścia. Obronił 34 pozostałe strzały i został wybrany pierwszą gwiazdą meczu. Rask wyraźnie zbiera swoje punkty w walce o nagrodę im. Conna Smythe'a dla najbardziej wartościowego zawodnika play-offów. Wczoraj to dzięki niemu zespół przetrwał w pierwszej tercji. Hurricanes napędzeni dopingiem swoich kibiców w pierwszych 20 minutach zdominowali bowiem rywali i w celnych strzałach mieli przewagę 20-6. Fin miał jednak odpowiedź na każde z tych uderzeń. Gdy po takiej pierwszej tercji Bruins zdobyli na początku drugiej gola dającego im prowadzenie, to sytuacja się odwróciła, ale nie byłoby tego bez znakomitej postawy fińskiego bramkarza.
- Nie wiem, co powiedzieć. On jest niesamowity - skomentował po meczu obrońca Bruins Torey Krug. - W tych play-offach jest naszym najlepszym zawodnikiem i będziemy go w następnych meczach bardzo potrzebowali. To, co zrobił w pierwszej tercji naprawdę nas uspokoiło. Musieliśmy przetrwać ten napór i dzięki niemu to się udało. To była świetna robota. Raska nie mógł się także po spotkaniu nachwalić trener rywali. - Zdecydowanie on jest tym, który robi różnicę w tej serii - skomentował Rod Brind'Amour. - Da się to odczuć. To bardzo wzmacnia drużynę. Jeżeli ktoś wykonuje interwencje w dobrych sytuacjach jedna za drugą, to w taki sposób później wygrywa się mecze.
Sam Brind'Amour tym razem postawił w bramce swojego zespołu na Curtisa McElhinneya, który zastąpił Petra Mrázka, po tym jak ten w meczu numer 2 w Bostonie wpuścił sześć goli. Doświadczony McElhinney nie wypadł źle i obronił 29 z 31 strzałów, ale Rask dał drużynie jeszcze nieco więcej. Co ciekawe, nominalnie rezerwowy bramkarz Hurricanes jest jedynym, który w tych play-offach broni z lepszą skutecznością od bramkarza Bruins. Zaliczył dotąd 94,3 % udanych interwencji, tyle że grał tylko w czterech spotkaniach, podczas gdy Rask uzyskał 93,9 % w 16 występach.
Dość niespodziewanie w drużynie Hurricanes duże problemy z utrzymaniem nerwów na wodzy ma jej kapitan i najbardziej doświadczony gracz Justin Williams. Wczoraj aż trzykrotnie lądował na ławce kar, a w dwóch ostatnich spotkaniach był wykluczany z gry pięć razy.
Drużyna z Raleigh wraca do play-offów po 10-letniej przerwie. W 2009 roku także awansowała do finału konferencji, ale przegrała w nim 0-4 z Pittsburgh Penguins. By teraz uniknąć przegrania rywalizacji z Bruins "na sucho", musi w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu wygrać czwarte spotkanie u siebie. Jej sytuacja ze złej zrobiła się jednak niemal beznadziejna. O ile przy wyniku 0-2 historyczne statystyki dawały im niecałe 10 % szans na odwrócenie losów rywalizacji, to teraz nie dają im właściwie żadnych. Nikt w historii play-offów NHL na poziomie półfinału ligi nie zdołał wygrać serii przegrywając 0-3. We wszystkich rundach udało się to 4 razy na 192 próby.
Carolina Hurricanes - Boston Bruins 1:2 (0:0, 1:2, 0:0)
0:1 Wagner - Nordström - Kuraly 21:21
0:2 Marchand - Krejčí - McAvoy 26:28 (w przewadze)
1:2 de Haan - Faulk - Aho 33:48
Strzały: 36-31.
Minuty kar: 14-14.
Widzów: 18 768.
Stan rywalizacji: 0-3.
Czwarty mecz w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu w Raleigh.
Czytaj także: