Blisko 19 lat mija od momentu, kiedy w RBC Center w Raleigh, w drafcie do NHL wybrano Jewgienija Małkina. Dzisiaj Rosjanin po raz 1100 wjedzie na taflę NHL. Będzie to miało miejsce w TD Garden w Bostonie, na jego ulubionej hali poza Pittsburgiem. Pomimo biegnących lat Rosjanin pisze historię, czyniąc to po cichu i bez zbytniego rozgłosu. W swoim stylu.
Małkin na świat przyszedł 31 lipca 1986 roku w Magnitogorsku, ośrodku przemysłowym tuż przy granicy z Kazachstanem. Jego ojciec, zatrudniony w lokalnym zakładzie metalurgicznym, grał jednocześnie w drużynie hokeja. Jego marzeniem było, aby jego syn także uprawiał ten sport. Dlatego, gdy Żenia (bo tak nazywany jest przez rodziców) miał trzy lata, tata zabrał go na pierwszy trening.
Swoją karierę rozwijał w barwach miejscowego Mietałłurga, gdzie już w wieku 17 lat przeskoczył do seniorskiego zespołu. Pierwszy mecz rozegrał w nim w październiku 2003 roku i szybko zwrócił na siebie uwagę. Z juniorską reprezentacją zdobywał medale, będąc jej najmłodszym członkiem.
Po sezonie 2003/2004, jego rodzice odbierać zaczęli telefony od agentów. 26 czerwca tego roku, zaproszono go na draft. Pierwszy pick należał do Washington Capitals, które zdecydowały się na perełkę z Moskwy, czyli Aleksandra Owieczkina. Po nich przyszedł czas na Pittsburgh Penguins. Na mównicę wszedł Patrick Craig, menedżer drużyny. Po chwili ogłosił swój wybór – został nim Małkin.
Jako ciekawostkę warto dodać, że kilkanaście minut po nim, jako 23. numer wybrany został pewien hokeista pochodzący z Zabrza, Wojtek Wolski.
Małkin na debiut w NHL jednak musiał poczekać, aż dwa lata. To była prawdziwa saga i splot różnych dziwnych przypadków. Najpierw, na sezon 2004/05, liga z powodu lockoutu nie wystartowała, a Jewgienij pozostał w Magnitogorsku. Po roku gry, gdy miał lecieć do USA, okazało się, że… podpisał nowy kontrakt z Mietałłurgiem. Umowę z Rosjanami parafował 7 sierpnia 2006 roku, po długich negocjacjach, ale zaraz po tym zmienił zdanie. „Geno” zadzwonił więc do swojego agenta, J.P. Barrego, z pytaniem, jak rozwiązać ten problem. Ostatecznie opuścił obóz Mietałłurga w Helsinkach i spotkał się z agentem na lotnisku, skąd po uzyskaniu wizy, wyleciał do USA. Miesiąc później, 5 września 2006 roku, po anulowaniu umowy z Rosjanami w końcu przywdział barwy „Pingwinów”.
Od tej pory rosyjski środkowy na taflach NHL spędził już 18 sezonów. Zdobył trzy Puchary Stanleya, dwa Art Ross Trophy dla najlepiej punktującego gracza, nagrodę Rookie of the Year, Conn Smythe Trophy dla MVP fazy play-off. To tylko wierzchołek dorobku zgromadzonego w Pinguins. Z 1261 punktami jest trzecim najskuteczniejszym graczem Pittsburga w historii – wyprzedzają go jedynie Mario Lemieux i Sidney Crosby. 27 grudnia, dzięki dubletowi przeciw New York Islanders, został drugim najlepszym rosyjskim strzelcem w dziejach ligi, wyprzedzając Siergieja Fiodorowa. Przed nim już tylko Aleksander Owieczkin.
W tym sezonie Małkin jest, z 32 punktami, jest trzecią strzelbą „Pingwinów”. W ostatnich czterech spotkaniach trzykrotnie trafiał do siatki oraz zaliczył dwie asysty. Walnie przyczynił się do ostatnich niezłych rezultatów zespołów (ostatnie 10 spotkań – seria 7-2-1).
– Myślę, że największą rzeczą, którą podziwiam w „Geno”, jest to, jak bardzo chce rywalizować. Jego duch rywalizacji jest niewyobrażalny. Wola wygrywania, atakowania…. Chyba nikt nie lubi strzelać goli bardziej niż "G" – mówi dla nhl.com Mike Sullivan, trener Penguins, .
– Ludzie mówią o McDavidzie, o Owieczkinie, o MacKinnonie… Nieczęsto słyszy się imię Geno. A to, co potrafi zrobić w tej lidze przez tak długo i w tym wieku, jako napastnik, jest po prostu wyjątkowe – zaznaczył Kris Letang.
– Są mecze, kiedy nie czujesz się dobrze lub nie masz swojego dnia. Oglądasz, wtedy jak Geno robi swoje. To się często zdarzało. Myślę, że rywalizowaliśmy ze sobą przez te wszystkie lata, ale to facet, który zawsze pomagał i tego potrzebował. Myślę, że on to po prostu ma w naturze – podkreśla Sidney Crosby, jego kolega z drużyny, .
– On jest gwiazdą tej ligi. To wspaniały zawodnik. Wiem jak zwyciężać i grać. To nie zaskoczenie, że ma tyle punktów – wyjaśnia Aleksander Owieczkin.
A co na te wszystkie pochwały Małkin?
– Nie jestem zawodnikiem, który lubi mieć wokół siebie media. Lubię być trochę cichym i po prostu grać – mówi, – Dalej gram na wysokim poziomie. Chcę występować jeszcze przez dwa, trzy lata i nie być przeciętnym zawodnikiem. Chcę pomagać ekipie w każdym meczu.
Czytaj także: