Kilka słów o rzutach karnych w NHL

W hokeju na lodzie, jeżeli po trzech tercjach i dogrywkach jest wciąż remis, następuje seria rzutów karnych, czyli tzw. shootout. Przybliżamy zasady ich rozgrywania i zastanawiamy się, czy kiedyś znikną one z gry? Gwiazda NHL Connor McDavid ma na ten temat swoje zdanie.
Nie da się ukryć, że gorycz porażki oraz słodkość zwycięstwa to smaki, które tradycyjnie towarzyszą kibicom śledzącym sportowe wydarzenia. Są to nieodłączne komponenty rywalizacyjnych widowisk i w wielu dyscyplinach zrezygnowano z opcji remisowej na rzecz zwycięzców i przegranych, bo przecież z kibicowskiego punktu widzenia, wynik na tablicy wskazujący na to, kto kończy z tarczą lub na tarczy to kwintesencja towarzyszących im przez całe spotkanie emocji.
W hokeju, jeżeli po trzech tercjach i dogrywkach jest remis, następuje seria rzutów karnych, czyli tzw. shootout – do ustawionego na środku tafli krążka podjeżdża zawodnik, rozpędza się i stara się pokonać bramkarza.
Serię rzutów karnych, jako sposób na ostateczne ustalenie wyniku spotkania, wprowadzono w NHL w sezonie 2005/06. Odbywają się one po pięciominutowej dogrywce, jeżeli nie rozstrzygnie jej złota bramka. Drużyny wybierają po trzech zawodników, którzy strzelają naprzemiennie i - jeżeli taka seria nadal nie wyłoni zwycięzcy - karne są strzelane tak długo, aż w końcu jedna drużyna zdobędzie w serii o jednego gola więcej.
Kilka zasad dotyczących rzutów karnych w NHL:
-
gospodarz spotkania decyduje, czy chce podchodzić do serii jako pierwszy, czy drugi
-
krążek może być prowadzony jedynie do przodu
-
dozwolona jest tylko jedna próba pokonania bramkarza, nie ma dobitek
-
nie wolno w stronę bramkarza kierować niczego poza krążkiem
-
drużyna może zmienić bramkarza, który będzie bronił karnych, ale taka opcja wygasa po pierwszym rzucie, chyba, że bramkarz doznaje kontuzji i jest niezdolny do dalszej gry
-
zawodnik, dopóki nie zakończy się cała seria, może podchodzić do rzutu karnego tylko raz
W NHL nie ma karnych w meczach play-offowych. Zamiast tego do skutku rozgrywane są 20-minutowe dogrywki co oznacza, że takie spotkanie może trwać i kilka godzin. Najdłuższym meczem w historii NHL jest ten z sezonu 1935/36 między Detroit Red Wings i Montreal Maroons. Wówczas, w spotkaniu półfinałowym, zwycięski gol padł w szóstej tercji, a do regulaminowego czasu gry doliczono w sumie 116 minut i 30 sekund. Trochę mu jednak brakuje do światowego rekordu, który padł w 2017 w play-offach norweskich rozgrywek. Wówczas to Storhamar Dragons pokonali Sparta Warriors 2:1 a mecz trwał w sumie osiem tercji i zakończył się ponad osiem godzin po pierwszym gwizdku. O rany…
Do 1942 roku mecze w NHL rozstrzygały 10-minutowe dogrywki, a jeżeli one nie przynosiły rezultatów, to na końcowej tablicy pozostawał remis i każda z drużyn dostawała po punkcie. W 1999 tę zasadę zmieniono i po remisie w regulaminowym czasie każda z drużyn dostawała po punkcie wraz z końcem trzeciej tercji a dodatkowy punkt zaczęto przyznawać tej z nich, która wygrała dogrywkę.
Nie brakuje głosów krytycznych wobec rozstrzygania meczów NHL przez karne. Są komentatorzy i dziennikarze uważający, że takie wyłanianie zwycięzcy jest krzywdzące i niesprawiedliwe, bo jednak dużym czynnikiem przy karnych jest zwyczajne szczęście, które czasami się ma, a czasami nie. O wyniku powinna decydować cała ciężka praca wykonana przez zawodników w trakcie meczu. Portal thescore.com przytacza słowa Connora McDavida, który dwa miesiące temu powiedział wprost, że taki sposób kończenia hokejowych spotkań jest „zwyczajnie gówniany”. Uważany za najlepszego obecnie hokeistę na świecie napastnik Edmonton Oilers rozumie z czego wynika sięganie po to rozwiązanie w sytuacjach nierozstrzygniętych meczów, ale zdecydowanie nie jest fanem karnych.
– Znacznie bardziej wolałbym dziesięć minut dogrywki 3 na 3 niż pięć minut i karne. Nikt ich nie lubi. Jest to zwyczajnie gówniany sposób zakończenia meczu, ale koniec końców trzeba myśleć o zdrowiu i bezpieczeństwie hokeistów. Trwające do upadłego dogrywki wykańczają wielu zawodników, więc dobrze, że nie każdy remisowy mecz się nimi kończy, ale jednak nikt nie lubi karnych, taka prawda – zaznaczył Connor McDavid.
Zwolennicy karnych uważają z kolei, że pozwalają one na szybkie, efektywne i zrozumiałe dla kibiców pod względem zasad zakończenie meczu, bez sztucznego jego przedłużania. Faktem jednak jest, że karne nieco uszczuplają sezonowy dorobek zawodników, bo nie są wliczane do żadnych meczowych statystyk, więc nie ma się co dziwić że mało kto za nimi przepada. Za wygranie karnych drużyna dostaje jeden punkt, który liczy się tylko w tabeli rozgrywek a wynik takiego meczu nie oddaje tego, co działo się na lodzie. Jeżeli spotkanie kończy się wynikiem 3:3 i po karnych wyłoniony zostanie zwycięzca, to wynik takiego meczu to 4:3 bez względu na to ile razy krążek wpadł do siatki po zakończeniu dogrywki.
Cóż, wygląda na to, że jak na razie nikt nie wpadł na lepsze rozwiązanie jak zakończyć mecze NHL w sezonie zasadniczym. Nic tylko czekać na play-offy i mieć nadzieję, że przeprawy jakie czekają zawodników i kibiców nie będą mieć ambicji bicia norweskiego rekordu.
Komentarze