Obrońca mistrzowskiej drużyny Pittsburgh Penguins z 2016 roku zakończył karierę sportową po 11 latach spędzonych na taflach NHL.
Z zawodowym uprawianiem sportu pożegnał się 35-letni Ben Lovejoy, który sięgnął z "Pingwinami" po Puchar Stanleya przed trzema laty. Swoją decyzję ogłosił nietypowo, bo w programie telewizji NHL, do którego został zaproszony jako ekspert.
Lovejoy ostatni sezon podzielił między drużyny New Jersey Devils i Dallas Stars. W barwach "Diabłów" grał do lutego, a niedługo przed zamknięciem okna transferowego został oddany "Gwiazdom". Łącznie w rozgrywkach zasadniczych w obu tych zespołach rozegrał 71 meczów, strzelił 2 gole i zaliczył 5 asyst. W play-offach wystąpił 13 razy i uzyskał 1 asystę.
Nigdy nie należał do gwiazd żadnej z drużyn, w których grał. Był typowym defensywnym obrońcą, odpowiadającym głównie za przeszkadzanie rywalom i twardą walkę. Ale mimo że został całkowicie pominięty w draftach najlepszej ligi świata, to miał w niej całkiem długą karierę. Trwała ona 11 lat. Zaczynał w barwach Pittsburgh Penguins, ale początkowo był do drużyny w NHL wzywany tylko w awaryjnych okolicznościach z AHL, gdzie występował na co dzień.
W Pittsburghu za pierwszym razem został do lutego 2013 roku, kiedy to władze "Pingwinów" oddały go do Anaheim Ducks. Później wrócił jednak do "Miasta Stali" i w 2016 roku sięgnął w barwach Penguins po Puchar Stanleya. Został pierwszym hokeistą urodzonym w stanie New Hampshire, któremu się to udało.
Klub po tym sukcesie nie przedłużył jednak z nim kontraktu. Nowy podpisał już z New Jersey Devils. Jak się okazało, umowa, która wygasła 30 czerwca była jego ostatnią w karierze. W rozgrywkach zasadniczych NHL rozegrał 544 mecze, strzelił 20 goli i zaliczył 82 asysty. W play-offach wystąpił 76 razy. 5-krotnie trafił do siatki i 11 razy asystował.
- Moje granie w hokeja jest skończone - mówi. - Jestem dumny ze swojej kariery i zaszczycony, że mogłem grać tak długo. Nie mogło się to ułożyć lepiej. To było spełnienie moich marzeń, choć przyszło bardzo trudno.
Lovejoy powiedział, że utrzymać się w NHL tak długo było mu o tyle trudniej, że nie dysponował wielkimi umiejętnościami jak na tę ligę i o wszystko musiał twardo walczyć. - Nie byłem wystarczająco dobry, żeby po prostu założyć łyżwy i wyjść grać. Tak naprawdę uczyniłem grę w hokeja swoim stylem życia i wszystko temu podporządkowałem - mówi. - Dlatego teraz, gdy już nie muszę tego robić, to czuję, jakbym zrzucił z siebie wielki ciężar. Jestem naprawdę bardzo podekscytowany tym, że skończyłem grać.
Czytaj także: